Szaleństwa pogrzebowe
Zdawałoby się, że w Ameryce mało komu zależy na tym, co stanie się z jego ciałem po śmierci – czy zostanie spopielone, czy z pełną ceremonią w całości złożone w okazałym grobowcu. A już tym bardziej mało ważne czy do trumny złożone zostanie w eleganckim stroju wizytowym, czy w papierowej koszuli.
Jednak okazuje się, że więcej osób niż można przypuszczać, ma w tej sprawie konkretne życzenia, czasem bardzo oryginalne, a bywa, że i zabawne – jeśli przy takim wydarzeniu można mówić o zabawie – a czasami wręcz makabryczne. Wiele osób życzy sobie ceremonii z góry przez nich zaplanowanych. Częste są żądania, aby pochować je w strojach upamiętniających ważne dla nich wydarzenia, nawet z takimi dodatkami jak kapelusz, welon, rękawiczki czy eleganckie buty, lub by włożono do ich trumny ulubione drobiazgi: fotografie ukochanych osób, bliskie sercu pamiątki, biżuterię, ulubione książki, kasety z piosenkami, maskotki, a nawet napoje alkoholowe i cygara.
Zdziwienia nie budzi tu fakt, że około trzydzieści procent Amerykanów spisujących swój testament, życzy sobie, aby ich ciała uległy kremacji. Ale już nieco dziwne jest żądanie około pięciu procent z nich, by prochy zostały rozrzucone na terenie ich posiadłości lub w ulubionych miejscach spacerów. A już pełne zdziwienie wywołuje prośba znacznej ilości amerykańskich obywateli, aby urna z ich prochami pozostała na zawsze... w rodzinnym domu. I to ustawiona na honorowym miejscu.
A oto kilka innych zaskakujących żądań.
Pewien mieszkaniec stanu Oklahoma, wypełniający regularnie od wielu lat trzy kupony Lotto – zawsze skreślając ten sam zestaw cyfr – zażyczył sobie być pochowany z kuponami opłaconymi na najbliższe losowanie po jego śmierci. Rodzina spełniła wolę zmarłego, uznając to za dziwactwo spowodowane faktem, że na pogrzebane numery nigdy nie padła żadna wygrana. Ale w dniu losowania zięć nieboszczyka, często wypełniający teściowi kupony i znający zaznaczane numery na pamięć, stwierdził, że na jeden z nich padła wygrana w wysokości około stu tysięcy dolarów. Rozpaczliwe nalegania rodziny, żeby „ekshumować” kupony nie dały rezultatu. Małżonka, wierna woli zmarłego, nie zgodziła się na takie pośmiertne pozbawienie go przyjemności wygranej.
Osiemdziesięciolatka z Dallas, czując bliski koniec swojego żywota, zjawiła się w domu pogrzebowym, aby osobiście zaaranżować swój pochówek. Po wyborze trumny oraz wieńców i ustaleniu szczegółów ceremonii pogrzebowej z udziałem jej ulubionego kapłana, udała się do krawcowej, u której zamówiła specjalną suknię z aksamitu, aby jego miękkość w zetknięciu z ciałem sprawiała jej po śmierci przyjemność. Mistrzyni igły upinała ten śmiertelny całun bezpośrednio na osobie zainteresowanej, której towarzyszyły przyjaciółki, mające wyrazić swoje zdanie, czy w takim modelu i w takim kolorze będzie do twarzy przyszłej nieboszczce. I – o dziwo – szycie sukni zostało ukończone kilka godzin przed nagłym zgonem tej zapobiegliwej osoby.
Niejaki Rock Carter z Detroit, pracownik fabryki samochodów, a zarazem hobbysta samochodowy, kazał się pochować w trumnie w kształcie karoserii swojego ulubionego auta – Corvetta miała obowiązkowo posiadać cztery koła, tablicę rejestracyjną i zamontowane, zapalone światła „stop”.
Z kolei kowboj z Kolorado, Jim Bardet, zgłosił przed śmiercią życzenie, aby jego głowa na wieki spoczywała na starym siodle, które setki razy służyło mu za poduszkę, w czasie nocy spędzonych przy stadach krów.
Dziwny zapis zostawił też w swoim testamencie zapalony żeglarz z Florydy, Eric Brandt. Zażądał mianowicie, aby po śmierci umieszczono go w kabinie jego pierwszej w życiu żaglówki (stojącej wciąż w ogrodzie, jako obiekt pamiątkowy), spuszczono ją na wodę i po odholowaniu na co najmniej pięć mil od brzegu, zatopiono wraz z jego ciałem w możliwie najgłębszym miejscu, ale z zastrzeżeniem, że w tym miejscu nie pojawiają się rekiny.
Wielce oryginalne życzenie wyraził też klient domu pogrzebowego w Tampa na Florydzie: chciał, aby w jego trumnie umieszczono magnetofon, z którego w czasie uroczystości żałobnej on sam wygłosi mowę pożegnalną (oczywiście wcześniej nagraną) i podziękuje zebranym za przybycie na ceremonię pogrzebową. Ale kiedy przyszły nieboszczyk wpadł jeszcze na pomysł, aby w trumnie umieszczono także urządzenie za pomocą, którego poruszana będzie jego ręka, celem wizualnego pożegnania rodziny i przyjaciół – właściciel zakładu odmówił wykonania takiej usługi, uzasadniając to tym, że ktoś o słabawym sercu nie wytrzyma takiego widoku. Przekonany jednak został odpowiednią sumą pieniędzy i argumentem: „Wszak obsługa znajduje się na miejscu, a dodatkowo zaprosi się lekarza!” Właściciel zakładu miał rację, bo na widok ruszającej się ręki nieboszczyka zemdlały trzy osoby.
Młody mężczyzna z Seattle, po stracie ukochanej żony i złożeniu jej ciała do obszernej, specjalnie zamówionej trumny, w dowód miłości do byłej połowicy sam także się w tej trumnie ułożył i – po wywierceniu w wieku otworów umożliwiających dostęp powietrza – kazał się w niej zamknąć. Tak spędził noc oraz całą poranną uroczystość pogrzebową. Wyszedł z trumny dopiero na cmentarzu, tuż przed jej złożeniem do grobu.
Milioner z Main – mimo posiadania kochającej go rodziny – zapisał w testamencie cały swój majątek... sam sobie, aby po śmierci nadal zostać bogatym. W uzasadnieniu tej decyzji stwierdził, że wierzy w życie pozagrobowe, ale ma wątpliwości czy ze względu na swój podeszły wiek, będzie mógł w zaświatach ponownie dorobić się majątku, a nie chciałby tam egzystować w biedzie, do której nie jest przyzwyczajony.
Dla odmiany Teksańczyk Irving Margen, całe życie borykał się z trudnościami finansowymi. Mając ponad pięćdziesiąt lat i dwieście tysięcy dolarów długu, doszedł do wniosku, że resztę życia będzie musiał poświęcić na jego spłacenie. Perspektywę taką uznał za ponurą, zwłaszcza że jedynym jego dorobkiem było miejsce na cmentarzu, zakupione kiedyś za namową żony. Napisał więc list pożegnalny, informując o swojej sytuacji i dodając żartobliwie, że chciałby jak najszybciej zagospodarować jedyną swoją własność, czyli cmentarną działkę – po czym popełnił samobójstwo. Gdy grabarze zaczęli kopać grób, na głębokości dwóch metrów pojawiły się tłuste plamy. Wstrzymano pochówek i dokonano odwiertu. Okazało się, że pod miejscem przeznaczonym pod grób zalega pokaźne złoże ropy naftowej. Własność Margena została zagospodarowana, choć w inny sposób niż chciał samobójca.
I ciekawostka administracyjna. Rada miasta Kittaning (Pensylwania) obradowała nad propozycją wzniesienia muru wokół miejscowego cmentarza. Po dyskusji propozycję jednomyślnie odrzucono, uzasadniając to następująco: „Szkoda pieniędzy! Ci, którzy leżą na cmentarzu nie mają możliwości go opuścić, a ci którzy jeszcze nie leżą – niechętnie tam wchodzą!”
Opisując te dziwne, wręcz zaskakujące żądania ludzi odchodzących w zaświaty – warto też przytoczyć tu równie dziwne i zaskakujące zbiegi okoliczności związane ze śmiercią dwóch amerykańskich prezydentów: Abrahama Lincolna i Johna F. Kennedy’ego.
Dwa tygodnie przed zamachem na prezydenta Kennedy’ego w Dallas, wytwórnia papierów wartościowych w tym mieście rozpoczęła emisję banknotów dolarowych, których seria oznakowana była liczbą 1963. Dallas jest siedzibą 11. z 12. okręgów Banku Rezerw Federalnych, stąd każdy z emitowanych tam banknotów ma w czterech rogach wydrukowaną liczbę 11, zaś przed numerem seryjnym literę K, czyli jedenastą literę alfabetu. Po numerze seryjnym na banknotach wspomnianej emisji umieszczona jest litera A.
Niemal natychmiast po zamachu te oznakowania odczytane zostały jako „Kennedy Assassination”, czyli „Zamach na Kennedy’ego”. Przypomnijmy, że zamachu na prezydenta dokonano 22 listopada 1963 r., a listopad jest 11. miesiącem roku, dwie jedenastki to 22, czyli dzień zamachu, zaś numer serii banknotów zgadza się z rokiem.
A oto inne fakty stanowiące w tej sprawie zadziwiające zbiegi okoliczności:
1. Abraham Lincoln został prezydentem w r. 1860, Johna F. Kennedy’ego wybrano równo 100 lat później w r. 1960.
2. Nazwiska obu prezydentów mają po 7 liter
3. Obaj byli najbardziej ze wszystkich amerykańskich prezydentów zaangażowani w ustanowienie równych praw dla Murzynów.
4. Obaj zostali zastrzeleni w piątek, w obecności żon.
5. Obaj zginęli od strzału w tył głowy.
6. Zamach na Lincolna nastąpił w Ford Theater, Kennedy zginął w samochodzie marki Ford, typu Lincoln-kabriolet.
7. Obecni przy zamachach: sekretarz Lincolna miał na imię John, sekretarz Kennedy’ego nazywał się Lincoln.
8. Zabójca Lincolna, John Wilkes Booth, urodził sie w r. 1839, a zabójca Kennedy’ego, Lee Harvey Oswald, w 100 lat później, w r. 1939.
9. Imiona i nazwiska obu zabójców mają po 15 liter.
10. Obaj pochodzili z Południa i mieli skrajne poglądy.
11. Obaj zabójcy zginęli, zanim stanęli przed sądem.
12. Booth zastrzelił Lincolna w teatrze i potem schronił się w stodole. Oswald zastrzelił Kennedy’ego z magazynu, a potem schronił się w teatrze.
13. Następcami obu zastrzelonych prezydentów zostali wiceprezydenci o nazwisku Johnson, obaj demokraci z Południa i obaj byli wcześniej senatorami. Andrew Johnson urodził się w r. 1808, a Lyndon Johnson dokładnie w 100 lat później, w r. 1908. Ich imiona i nazwiska mają taką samą ilość liter: 13.
Wszystko to dziwne, ale prawdziwe.