Rodzina Styków
Z obszernych materiałów przedstawiających życie i artystyczne dokonania rodziny Styków, postanowiliśmy przedstawić państwu historię związków tej rodziny z Ameryką, jako że są one długotrwałe i wyjątkowo bogate. Ale wiedza o nich w społeczeństwie polonijnym jest raczej nikła. Główny powód tego, to powojenna sytuacja w kraju, nie sprzyjająca przez dziesiątki lat przekazywaniu informacji o znanych Polakach, którzy z jakichkolwiek przyczyn znaleźli się na emigracji.
Jan Styka urodził 8 kwietnia 1858 r. we Lwowie. Po ukończeniu Wiedeńskiej Akademii Sztuk Pięknych (1877-1881) osiadł w Krakowie, stając się uczniem wielkiego Jana Matejki, aby po pięciu latach – w tym po rocznym pobycie w Kielcach – powrócić do rodzinnego Lwowa, gdzie powstały jego największe dzieła malarskie.
Pierwszy kontakt Jana Styki z Ameryką nastąpił w roku 1904, kiedy był już uznany w Europie za wybitnie utalentowanego i niezmiernie pracowitego artystę. Szczególnie wpłynęła na to popularność jego czterech wielkich dzieł malarskich, określanych jako panoramy: „Racławicka”, „Golgota”, „Siedmiogrodzka” i „Męczeństwa Chrześcijan w Cyrku Nerona” oraz wieloobrazowe cykle oparte na „Iliadzie”, „Odysei” i „Quo Vadis”. Dla nikogo więc nie było zaskoczeniem, że Jan Styka otrzymał propozycję przysłania do Stanów Zjednoczonych swoich obrazów, celem zaprezentowania ich podczas odbywającej się w St. Louis Światowej Wystawy Gospodarczej. Nie ma też wątpliwości, że było to dla polskiego artysty wielkie wyróżnienie, więc przybyłemu do Paryża panu Bernard, amerykańskiemu przedstawicielowi organizatorów wystawy, Jan Styka zawierzył nie tylko ponad sześćdziesiąt swoich obrazów o różnej tematyce, ale także „Golgotę” namalowaną na płótnie o długości 60 i wysokości 15 metrów.
Ponieważ po przesłaniu obrazów do Ameryki przez długi czas nie nadchodziły wieści o ich losie, a listy słane tam przez Stykę wracały jako zwroty, artysta zaniepokojony sytuacją zdecydował się na podróż za ocean na własny koszt, zabierając ze sobą piętnastoletniego syna Tadeusza. Po przybyciu do Ameryki natychmiast udał się do St. Louis, gdzie ku ogromnemu zaskoczeniu dowiedział się, że nie uczestniczy w żadnej wystawie, a jego obrazy znajdują się w Nowym Jorku i... są przygotowane do publicznej sprzedaży przez Bernarda, na jego własny rachunek. Oczywiście ów Bernard, także zaskoczony faktem pojawienia się Jana Styki w Ameryce i wszczęciem przez artystę dochodzenia policyjnego w sprawie swoich dzieł, natychmiast sprowadził je do St. Louis, z wyjątkiem panoramy „Golgota”, bowiem w mieście nie było obiektu, w którym tej wielkości malowidło mogłoby być eksponowane. Wystawę w końcu zorganizowano, ale nie jako oddzielną ekspozycję, lecz wspólną z obrazami japońskimi i rosyjskimi. Mimo to prace Styki cieszyły się wielkim uznaniem i wiele z nich znalazło chętnych do ich nabycia po zakończeniu ekspozycji.
Gdy termin wystawy w St. Louis dobiegał końca, Jan Styka, wraz z synem, postanowił odwiedzić pobliskie Chicago. Tu spędził ponad tydzień, entuzjastycznie przyjmowany przez władze miasta, na czele z burmistrzem pochodzenia polskiego, Janem Smulskim oraz przez Polonię liczącą wówczas około 250.000 osób. Po tych kilku radosnych dniach, artystę dosięgnął najbardziej bolesny cios – po powrocie do St. Louis dowiedział się, że spłonął magazyn, w którym po likwidacji wystawy zgromadzono większą część jego obrazów. Podpalaczem okazał się ów Bernard, który nie mógł darować Styce, że swoim przyjazdem do Ameryki udaremnił mu złodziejski handel jego obrazami. Na domiar tej straty, po przyjeździe do Nowego Jorku, okazało się, że Styka nie jest w stanie pokryć niespodziewanie wysokich kosztów wielomiesięcznego przechowywania panoramy „Golgota” i jej transportu do Europy. W tej sytuacji zmuszony był wyjechać, pozostawiając dzieło w Ameryce. Gdy po kilku miesiącach z trudem zgromadził finanse na jego wykupienie – okazało się, że to wielkie płótno trudno odnaleźć w przepastnych magazynach nowojorskiego portu.
Jan Styka nigdy już nie wyraził chęci odwiedzenia Ameryki. Intensywnie malując i działając na zmianę w Polsce lub Francji – m.in. odtworzył obrazy z cyklu „Quo Vadis” spalone w St. Louis. W roku 1919, po mianowaniu go członkiem Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych w Rzymie, zakupił posiadłość na wyspie Capri, gdzie już do końca życia spędzał większość czasu. Tam zmarł w roku 1925. Pochowany został z wielkimi honorami w Rzymie.
W odróżnieniu od Jana Styki – Ameryka mocno pociągała jego syna Tadeusza – i to już od wspomnianej, pierwszej wizyty w roku 1904. Szczególne wrażenie zrobił na nim Nowy Jork Dzięki kilkumiesięcznemu pobytowi w tym wyjątkowym mieście (od listopada 1904 do lutego 1905), poznał wielu znanych artystów i zetknął się ze współczesnymi nurtami malarstwa światowego. To było powodem, że po ukończeniu studiów w Paryżu i zdobyciu tam uznania jako malarz-portrecista, coraz częściej odbywał podróże do Nowego Jorku. Był tu przyjmowany nie tylko w środowisku wybitnych artystów, ale także i polityków. Plon tych wojaży to wysoko oceniane portrety wielu popularnych wówczas amerykańskich postaci, w tym wielokrotnie reprodukowany portret sławnej polskiej aktorki Poli Negri. Urzeczony Ameryką, widząc tu dla siebie wielkie możliwości – Tadeusz Styka w roku 1929 ostatecznie przeniósł się na stałe do Nowego Jorku, gdzie założył rodzinę i w swoim ekskluzywnym atelier, w samym sercu Manhattanu, przy Central Park, przyjmował najwybitniejsze amerykańskie osobistości. Tu powstały słynne, eksponowane obecnie w najbardziej prestiżowych miejscach Ameryki portrety: Sarah Delano Roosevelt, prezydentów USA – Herberta Hoovera, Franklina Roosevelta, Harry`ego Trumana, a także naszego wielkiego rodaka Jana Ignacego Paderewskiego oraz portrety dziesiątków najznakomitszych postaci ze świata kultury, sztuki i polityki przebywających na stałe lub czasowo w Ameryce.
Należy także wspomnieć, że Tadeusz Styka ponownie odwiedził Chicago w roku 1930 z okazji prezentowania tam jego dorobku artystycznego.
Po wybuchu wojny w roku 1939, Tadeusz Styka usiłował zorganizować akcję wywiezienia samolotem z okupowanej Polski brata Adama z rodziną. Jednak nie udało się to i dopiero w roku 1946, dzięki interwencji ambasady francuskiej w Warszawie, Adam Styka – jako obywatel francuski – mógł z rodziną wyjechać do Paryża, skąd niemal natychmiast wyemigrował do USA. Tu, dzięki sławnemu bratu, uzyskał bezpośrednio od rządu amerykańskiego prawo stałego pobytu, a potem obywatelstwo.
Połączeni po 17. latach Tadeusz i Adam – również wybitnie uzdolniony artysta-malarz – zaczęli w Ameryce bardzo intensywną działalność artystyczną, ale także i działania mające na celu promocję twórczego dorobku ich ojca Jana Styki. Najważniejsze było odnalezienie, jeszcze przed przyjazdem Adama, w roku 1944 płótna z panoramą „Golgota”.
Tadeusz Styka, w pełni sił twórczych, zmarł w roku 1954 w Nowym Jorku. W uznaniu jego wielkiego talentu i dorobku artystycznego, pochowano go obok miejsca ekspozycji „Golgoty”, w Forest Lawn Memorial Park, w kwaterze Nieśmiertelnych. W pięć lat później, w roku 1959, w tym samym miejscu spoczęły zwłoki Jana Styki, sprowadzone z Rzymu.
Oddzielną kartę w amerykańskiej historii rodziny Styków zapisał młodszy syn Jana Styki – Adam. Również wykształcony w słynnej Paryskiej Szkole Sztuk Pięknych, natychmiast zdobył ogromne uznanie jako wszechstronnie utalentowany artysta-malarz. Dodajmy, że wielki patriotyzm wszczepiony przez ojca, nakazał mu – w obliczu nadchodzącej wojny roku 1914 – wstąpić, mimo iż był obywatelem polskim, do francuskiej wyższej szkoły wojskowej. Jako oficer brał potem udział w słynnej bitwie pod Verdun, za co przyznano mu wysokie odznaczenie wojskowe i obywatelstwo francuskie. Adam Styka, po utworzeniu we Francji polskiej Błękitnej Armii gen. Józefa Hallera, wstąpił w jej szeregi i w latach 1918-20 walczył o wyzwalanie polskich ziem wschodnich. W okresie międzywojennym – mieszkając na stałe w Polsce, ale często podróżując po świecie – znów uprawiał malarstwo, zarówno pejzażowe, jak i portretowe, osiągając w jednej i drugiej dziedzinie wielkie sukcesy. Po przybyciu w 1946 roku do USA, poświęcił się niemal całkowicie twórczości o tematyce religijnej. Plonem tego są liczne obrazy znajdujące się w kościołach miasta i stanu Nowy Jork, na Long Island i w Buffalo, ale także w New Jersey i w Pensylwanii. Najwięcej obrazów namalowanych przez niego zostało podarowanych kościołowi ojców paulinów w amerykańskiej Częstochowie – Doylestown koło Filadelfii. Tam znajdują się również pamiątki po nim, przekazane przez żonę.
Adam Styka zmarł w roku 1959 w Nowym Jorku. Miejscem jego wiecznego spoczynku jest Aleja Zasłużonych na cmentarzu w Doylestown. Tam też pochowana jest jego żona Wanda, zmarła w roku 1994.
Ostatni z potomków rodu Styków, Andrzej, syn Adama Styki, nie znalazł się – wzorem dziadka, stryja i ojca – w panteonie utalentowanych artystów, lecz odbył dokładną edukację na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku i w Brooklińskim Instytucie Politechnicznym, otrzymując tytuł doktora chemii. Ale także zyskał wielkie uznanie w Ameryce, jako wynalazca i konstruktor najlepszych na świecie nart, wyprodukowanych na bazie żywic poliestrowych oraz jako autor skomplikowanego procesu wytwarzania ekologicznych paliw i benzyny z węgla.
Nie da się podważyć faktu, że ród Styków godnie reprezentował w Ameryce swój ojczysty kraj, choć traktowany był tu często w sposób lekceważący.