Kulisy powstania filmu "Układ zamknięty"
Ilona Waksmundzki rozmawia z twórcami filmu „Układ zamknięty”: Olgą Bieniek , Mirosławem Piepką i Michałem Pruskim
Ilona Waksmundzki: Co zainspirowało scenarzystów filmu do napisania "Układu zamkniętego"?
Mirosław Piepka (scenarzysta i producent): Po zadokumentowaniu tematu nie byliśmy jeszcze w pełni przekonani do niego, bowiem mogło się okazać, że chodzi o sprawę jednostkową. Jednakże na spotkaniu z prezesem Business Centre Club, Markiem Goliszewskim, okazało się, że BCC pilotuje ponad 300 takich spraw. Wprawdzie nie tak dramatycznych i okrutnych, lecz o podobnym toku wydarzeń. Chciałbym zaznaczyć, że w filmie nie skupiamy się wyłącznie na tej jednostkowej sprawie, lecz na jej przykładzie pokazujemy problem, który przez władzę nazbyt często zamiatany jest pod przysłowiowy dywan. A przecież za każdą taką sprawą kryją się dramaty konkretnych ludzi, ich rodzin i pracowników przez nich zatrudnionych.
Michał Pruski (scenarzysta): Przede wszystkim inspiracją była informacja w prasie ogólnopolskiej o uwolnieniu od podejrzeń trójki znanych biznesmenów z Krakowa, którym prokuratura zarzuciła popełnienie licznych czynów o charakterze przestępczym, a aż po siedmiu latach śledztwa i 9 miesiącach aresztu okazało się, że ci przedsiębiorcy żadnego przestępstwa nie popełnili i śledztwo przeciwko nim trzeba było umorzyć. Na marginesie - zastanawiające jest to, że w ciągu 9 miesięcy trwania aresztu ani razu z podejrzanymi nie rozmawiał prokurator. Jest równie ciekawe na jakiej zatem podstawie sąd przedłużał wobec tych niesłusznie obwinianych ludzi tymczasowy areszt.
Czy nie obawiali się Państwo, że film okaże się "niewygodny" bo przecież obnaża "małpią twarz" rodzącej się w bólach polskiej demokracji, więc może to tylko wróżyć jedno- trudności z jego realizacją?
Mirosław Piepka: Oczywiście, od początku zdawaliśmy sobie sprawę, że temat ten dla władzy będzie niewygodny, ale przecież obowiązkiem twórców jest obnażanie tego, co trapi społeczeństwo, a tym bardziej gdy jest to, delikatnie mówiąc, niegodziwość, której autorami są nikczemnicy.
Michał Pruski: Jestem dziennikarzem i w swojej pracy zawodowej przywykłem do obnażania różnych niewygodnych dla władzy faktów. Demokracja w Polsce jest wciąż młoda i wciąż uczymy się na błędach. Można zrozumieć błędy niewymuszone- takie, które są rezultatem uczenia się mechanizmów demokratycznych, jednak nie sposób zrozumieć celowego, w pełni świadomego działania organów państwa, które sprzymierzają się, by działać przeciwko nielicznej grupie obywateli. Z takimi mechanizmami mieliśmy dotąd do czynienia w systemach totalitarnych: komunistycznym i nazistowskim. Jakkolwiek dramatycznie to brzmi, człowiek, a nawet grupa ludzi nie mają szans w starciu z machiną państwa, z instytucjami, za którymi stoi prawo. W tym konkretnym przypadku mieliśmy do czynienia właśnie z metodami rodem z systemów totalitarnych.
Olga Bieniek: Mieliśmy świadomość o czym stanowi scenariusz. Od początku nie miała być to historia o miłości. Podchodziliśmy do tego z Mirkiem poważnie, mając oczywiście świadomość, że komuś może się to nie podobać. Trudno jednak zabierać się za produkcję filmu analizując ile będzie głosów za, a ile przeciw. Zakładaliśmy od początku, że ma być to obraz filmowy na wysokim poziomie artystycznym, a nie lont do wielkiego politycznego dynamitu. Jednak z dnia na dzień zyskiwaliśmy na całą sprawę spojrzenie z innej perspektywy.
Wiemy, że film powstał wyłącznie z pieniędzy prywatnych sponsorów. Dlaczego Polski Instytut Sztuki Filmowej nie był zainteresowany tak dobrym scenariuszem i stojącymi za nim twórcami, reżyserem, aktorami?
Mirosław Piepka: Faktem jest, że mimo bardzo dobrych recenzji PISF nie przyznano nam dotacji. Nie wnikamy w przyczyny tej decyzji, przyjęliśmy ją z pokorą, zaś film chyba udowodni, że była to decyzja
błędna.
Michał Pruski: Dziś nie chcę już rozważać tego problemu i nie czuję się dobrym adresatem tak postawionego pytania. Musiałbym "gdybać", spekulować, a nie mając dowodów nie powinienem tego czynić. Pamiętam jedynie, z jak ogromnymi nadziejami czekaliśmy na decyzję PISF i jak wielkim rozczarowaniem była ta decyzja.
Olga Bieniek: Polski Instytut Sztuki Filmowej nie zaprasza do sesji filmów, którymi jest zainteresowany. Producent składa wniosek, złożony ze stosu dokumentów, w tym scenariusza, kosztorysu, dodatków merytorycznych, eksplikacji reżyserskich, producenckich i tak dalej. To taki konkurs, w którym - przy każdym jego ogłoszeniu- bierze udział kilka tytułów. Właściwie każdy może wziąć w nim udział. Złożone dokumenty przechodzą szczegółową analizę formalną. Jeśli wszystko gra, wniosek oceniają eksperci - tak zwani ludzie z branży. Wszyscy z pięciu ekspertów analizujących "Układ zamknięty" ocenili go jako bardzo dobry, jednak nie otrzymał dofinansowania. Powodem podanym oficjalnie przez rzecznika prasowego PISF był brak środków finansowych.
To ciekawe że zanim film wszedł na ekrany kin, został nagrodzony Wektorem Nadziei - co to za nagroda i jakie ma dla was znaczenie?
Mirosław Piepka: Każda nagroda cieszy, zwłaszcza ta, która zostaje przyznana zanim film wejdzie na ekrany kin. Ten fakt to swego rodzaju ewenement w polskiej kinematografii.
Michał Pruski: Na pewno ma znaczenie prestiżowe, bo to nagroda przyznawana od wielu lat i przez reprezentatywne grono szeroko rozumianego środowiska polskiego biznesu. Nie przywiązuję przesadnej
wagi do nagród instytucjonalnych i największą nagrodą byłoby dla mnie, gdyby film zechciało obejrzeć jak najwięcej widzów i gdyby jego efektem była pogłębiona refleksja, dyskusja, gdyby to nie był tylko
kolejny film, który się "zalicza", a potem jego treść szybko wyparowuje z głów.
Olga Bieniek: Olbrzymie ma znaczenie. Wiem, zabrzmiało dość próżnie. To dla nas bardzo ważna nagroda, bo przyznana przez środowisko polskich biznesmenów. W treści napisane jest: "za odwagę w dążeniu do przedstawienia prawdy o problemach, z którymi na co dzień zmagają się polscy przedsiębiorcy w starciu z bezwzględną machiną urzędniczą, oraz za niezwykły upór, dzięki któremu realizacja filmu stała się możliwa". Na samym początku biznesmeni, przynajmniej część z nich, dość sceptycznie podchodziła do projektu. Niektórzy mówili, że temat śliski, że się nie uda. Po negatywnych wynikach z PISF'u szczególnie. Udało nam się jednak zrealizować zdjęcia filmowe, zmontować film. Wtedy zyskaliśmy ich zaufanie, bo film już w pewnym sensie powstał, trzeba go było dokończyć. Biznesmeni stanęli na wysokości zadania. Pomogli.
Jak udało wam się pozyskać dla filmu takich aktorów jak Janusz Gajos i Kazimierz Kaczor?
Mirosław Piepka: Od początku zdawałem sobie sprawę z tego, że chcąc uzyskać efekt założony w scenariuszu, musimy zaangażować naprawdę wytrawnych aktorów. I udało się, a trzeba mieć na uwadze fakt, że kosztowało to niemało pieniędzy. Mogę jednak z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że na przykład Janusz Gajos jest wart każdych pieniędzy. Z nim nie wypada dyskutować o stawkach.
Michał Pruski: Janusz Gajos nie od razu zgodził się zagrać w naszym filmie. Bardzo wybrzydzał na pierwszą wersję scenariusza. Jak się okazało, miał rację, bo pierwsza wersja scenariusza nie była
najlepsza. W toku rozmów i dyskusji zarówno z reżyserem, jak i z samym Januszem Gajosem udało się ostatecznie doprowadzić do wykrystalizowania się ostatecznego kształtu scenariusza. Cieszy mnie, że po długim czasie na duży ekran powraca Kazimierz Kaczor. To bardzo dobry aktor, ostatnio mało wykorzystywany przez film kinowy. "Układ..." to swoisty come back Kazimierza Kaczora.
Olga Bieniek: Janusz Gajos to taki aktor, który nie musi podawać powodu, jeśli odrzuca propozycję. Naszą przyjął i bardzo mocno analizował swoją postać. Chciał, aby była wielopłaszczyznowa. Kazimierz
Kaczor także zgodził się wziąć udział w filmie po przeczytaniu scenariusza. To wybitni, wspaniali aktorzy, niesamowici ludzie. To dla nas wielki zaszczyt, że przyjęli nasze zaproszenie do współpracy.
Czy macie Państwo, po zrealizowaniu filmu, poczucie spełnienia szczególnej misji?
Mirosław Piepka: Jest olbrzymia satysfakcja po obejrzeniu finalnego produktu, zwłaszcza że po pierwszym pokazie zamkniętym w Warszawie, wybitni twórcy polskiego filmu nie ukrywali wręcz swego zachwytu nad tym dziełem.
Michał Pruski: Mam świadomość, że o tym konkretnym problemie mówimy po raz pierwszy i że w kinie polskim nie było dotąd próby zmierzenia się z takim tematem. W tym znaczeniu, jako współscenarzysta, czuję się spełniony. Podobnie było z filmem "Czarny czwartek" (również scenariusz pisany wspólnie z Mirkiem Piepką), bo o Grudniu 1970 roku nie było przedtem filmu fabularnego.
Olga Bieniek: Ostatnia kolaudacja filmu pokazała, że wyszło nam kino na poziomie światowym. To nie mój wniosek, powtarzam zdanie tych, którzy brali w niej udział. Każdy film o czymś opowiada. Zadaniem
scenarzystów, jest "przemówienie" do widza. Mając takie narzędzia jak tekst pisany, fantastyczny reżyser, doskonała obsada, świetny operator i reszta ekipy twórczej i realizacyjnej, mogą sprawić, że tekst pisany stanie się obrazem z misją. Zadaniem moim - rzemieślnika, jest zrobienie tak, żeby to, co napisali scenarzyści, inni mogli zobaczyć w kinie. Bardzo bym chciała, żeby widzowie dostrzegli historię, i jak każdą, rzetelnie udokumentowaną, odnieśli do siebie. Mam wielką nadzieję, że doskonała jakość artystyczna i technologiczna pozwoli im naprawdę zapamiętać ten film.
Czy historia z "Układu zamkniętego" wciąż trwa?
Michał Pruski: Okazuje się, że - niestety - tak. Gdy patronat nad filmem obejmował Business Centre Club okazało się, że w ich polu widzenia jest kilkaset innych spraw różnego kalibru, w których naprzeciw siebie stoją przedsiębiorcy i instytucje państwa. To przerażające. Co do losów bohaterów "Układu...", których prawdziwe przeżycia tworzą główną linię dramaturgiczną filmu - za lata swojej gehenny otrzymali od państwa po 10 tysięcy złotych odszkodowania! To kpina i gdyby nie to, że tak było naprawdę, uważałbym podobne zadośćuczynienie za ponury, makabryczny żart. O ile wiem, prokuratura
wciąż próbuje deptać im po piętach także w innych sprawach, w które byli zaangażowani.
Dlaczego polonijna widownia i nie tylko (mamy wielu wielbicieli polskiego kina spoza naszej grupy etnicznej) powinna zobaczyć „Układ Zamknięty”?
Mirosław Piepka: Gdy już na etapie zdjęć do filmu zaczęli się z nami kontaktować zachodni dystrybutorzy, spytałem jednego z nich, co go tak w tym filmie zainteresowało. Stwierdził jednoznacznie, że temat filmu jest ponadpaństwowy i ponadnarodowy. Problem ten występuje wszędzie, jest tylko kwestia jego skali.
Michał Pruski: Ponieważ ten film pokazuje pewną prawdę uniwersalną, tę mianowicie, jak niewiele znaczy człowiek, jednostka, w zderzeniu z bezwzględną, bezduszną machiną państwa, w dodatku działającą z patologicznych powodów. W tym znaczeniu to jest film, który może okazać się aktualny także poza granicami Polski.
Olga Bieniek: Przesłanie to jedna sprawa, ważna. Ale to przede wszystkim kino na wysokim poziomie. Dla nas, producentów, to wielka radość i zaszczyt, że chcą go zobaczyć ludzie na świecie. Włożyliśmy
wiele wysiłku na etapie dokumentowania historii i pisania scenariusza, potem na etapie pozyskiwania środków finansowych. Bardzo rzetelnie przykładaliśmy się do realizacji, nie odpuszczaliśmy w ani jednym momencie. Tak jak treść, tak też jakość chcieliśmy utrzymać na wysokim poziomie. Wybitny polski reżyser po kolaudacji powiedział, że to chyba najlepszy polski film, jaki oglądał. Nie powiem kto to, bo to krępujące powtarzać komplementy skierowane w naszą pracę, ale -nie da się ukryć - takie słowa dodają skrzydeł.