Tak blisko, tak ciekawie. Spływ kajakowy z adrenaliną
Zobacz w galerii:
Spływ kajakowy z adrenalinąPrawie wszyscy, którzy myślą o penetracji turystycznej Polski, wybierają się w regiony najbardziej znane. Zwiedzają Tatry, Jurę Krakowsko-Częstochowską, Bieszczady, Sudety, wypoczywają nad Bałtykiem lub na Mazurach. A w centralnej Polsce, nieopodal stolicy, jest miejsce, gdzie w sposób wyjątkowo atrakcyjny spędzić można kilka dni. Wystarczy pojechać niewiele ponad 100 kilometrów od Warszawy, aby znaleźć się na Pojezierzu Gostynińskim.
Mam to szczęście, że od kilku lat tu mieszkam i praktycznie na co dzień mogę przeżywać opisywane poniżej przygody. Zapraszam do wspólnej wędrówki, najpierw wirtualnej, a jak się Państwu spodoba, to czekam na Was w moim gospodarstwie agroturystycznym: www.podlipa.com.pl.
Pojezierze Gostynińsko-Włocławskie to miejsce rzadko odwiedzane przez turystów, choć położone blisko dużych aglomeracji miejskich. Z Łodzi czy z Warszawy podróż nie zajmie wiele czasu. Można tu dotrzeć samochodem w niespełna dwie godziny. Poza nielicznymi ośrodkami wypoczynkowymi jest to nadal dziewiczy teren. Możliwości ciekawego, atrakcyjnego spędzenia czasu dla miłośników przyrody jest bez liku. Mając trochę inwencji, nietrudno zaplanować wiele ciekawych tras turystycznych, by w trakcie wędrówek mieć bezpośredni kontakt z dziewiczą przyrodą. Można się wybrać na całodzienną wycieczkę pieszą, rowerową lub popłynąć kajakiem, nie spotykając przy tym innych turystów.
Dla mnie jedną z ciekawszych i wyjątkowo atrakcyjnych tras kajakowych jest dolny odcinek Skrwy Lewej. Jest to niewielka rzeka, mająca źródła na południe od wsi Łanięta, na wysokości 128 m n.p.m. Po pokonaniu odległości 42,8 km wody tej rzeki uchodzą do Wisły, a właściwie do Zbiornika Włocławskiego, utworzonego na królowej polskich rzek. Ujście znajduje się w okolicach wsi Soczewka, na wysokości około 60 m n.p.m. Średni spadek rzeki jest dość duży i wynosi 1,12%. Na niektórych odcinkach Skrwa ma charakter rzeki górskiej, na innych natomiast płynie leniwie, spokojnie. Jest rzeką graniczną, rozdziela dwie ważne krainy historyczne: Mazowsze i Kujawy. Rzeźba terenu w dorzeczu Skrwy Lewej jest urozmaicona, ukształtowana została przez potężny lądolód w trakcie zlodowacenia środkowopolskiego. Stąd duże deniwelacje terenu i jego zróżnicowana rzeźba. W trakcie penetracji tego terenu często napotykamy na liczne wzgórza i pagórki wydm, kemów bądź ozów. To tutaj znajduje się największy w Polsce oz, czyli długi, wąski, pofałdowany i stromy piaszczysty wał uformowany przez wody wypływające spod lądolodu. Oz Gostyniński, popularnie zwany „Dybanką”, tworzy kręty, wijący się wał o długości ponad 14 km. W najwyższym punkcie osiąga 121,3 m n.p.m. Ciągnie się on od okolic Gostynina na północny wschód, wzdłuż doliny Skrwy Lewej. U jego podnóża w rynnie polodowcowej powstały jeziora: Czarne, Kocioł, Bratoszewo. Z kolei wydmy tworzą ciągi wzgórz, np. Góry Krucze lub pojedyncze pagórki, jak Kobyla i Patrolowa Góra. Pomimo że jesteśmy na płaskim i równinnym Mazowszu, w wielu miejscach możemy się poczuć jak w niezbyt wysokich górach.
Działalność lądolodu przyczyniła się do powstania licznych jezior. Na tym niewielkim obszarze niezbyt popularnego pojezierza jest ich ponad 60. Jedno z największych to Jezioro Lucieńskie. Położone jest na północ od Gostynina w głębokiej rynnie polodowcowej. Jego powierzchnia wynosi 208 ha i rozciąga się na linii południowy wschód – północny zachód. Jest to nietypowy układ dla jezior rynnowych w Polsce. Zazwyczaj rozciągają się one z północy na południe, zgodnie z kierunkiem poruszania się lądolodu. Akwen ten ma prawie 4 km długości. Wypożyczając kajaki w jednym z położonych nad Jeziorem Lucieńskim gospodarstw agroturystycznych, można rozpocząć spływ do ujścia Skrwy do Wisły. Pływanie po Jeziorze Lucieńskim ma swoje niewątpliwe zalety. Jest tu strefa ciszy i na wodzie nie wolno używać silników spalinowych. Poza kajakarzami, z uroków jeziora od czasu do czasu korzystają też żeglarze i windsurfingowcy. Często wieją tu sprzyjające im, zachodnie wiatry.
Bardzo nieliczni i co odważniejsi kajakarze decydują się na piękny, ale bardzo wyczerpujący całodzienny spływ Skrwą. Trasa nie jest długa, lecz wybitnie uciążliwa. Spływ dostarcza jednak niezapomnianych wrażeń i emocji. Bez wątpienia tym, którym udało się pokonać rzekę, na długo, a może i na zawsze, pozostanie on w pamięci. Pokonanie tej trasy daje uczestnikom, każdorazowo, bardzo wiele satysfakcji i radości.
Dopóki rzeka będzie nieuregulowana i nieuporządkowana, uczestnicy spływu napotykać będą na liczne przeszkody. Skrwą pływałem kilkukrotnie, ostatni raz w maju 2011 roku. Trasa spływu to zaledwie około 20 km. Na odcinku po wypłynięciu z Jeziora Lucieńskiego zaliczyliśmy ostatnio 82 przenoski kajaka! Wysiłek fizyczny jest wielki, zmęczenie ogromne, lecz piękno rzeki wynagradza wszystkie trudy. Absolutnie każdy z uczestników spływu twierdził, że warto było pokonać te trudy i poznać z poziomu rzeki te piękne, dziewicze tereny.
Dla mnie Skrwa Lewa to jedna z najpiękniej meandrujących rzek w Polsce. Bywały odcinki, na których przez ponad pół godziny solidnie wiosłowaliśmy i płynęliśmy dość szybko, a wydawało się nam, że znów jesteśmy w niedawno mijanym miejscu. Okazywało się, że się nie myliliśmy: to wody rzeki, ostro zakręcając, zmieniały kierunek. Robiliśmy zwrot o prawie 180o i rzeczywiście ponownie znajdowaliśmy się w tym samym miejscu.
Ale zanim spotkały nas te przygody, musieliśmy wypłynąć z Jeziora Lucieńskiego na Skrwę i tu czekała nas już pierwsza przenoska. Akwen należy do zlewiska Skrwy Lewej, podobnie jak położone w pobliżu jeziora: Białe, Sumino czy Drzesno, ale nie ma bezpośredniego połączenia z rzeką. Połączenie takowe możliwe jest tylko przy wyjątkowo wysokich stanach wód, co zdarza się raz na kilka lat. Z pierwszej przenoski byłem wyjątkowo zadowolony. Zdałem sobie sprawę, że gdyby wody Skrwy bezpośrednio wpadały do Jeziora Lucieńskiego, byłoby ono dużo bardziej zanieczyszczone. W rzece niestety płyną duże ilości zanieczyszczeń przemysłowych i komunalnych z Gostynina oraz z Lucienia. A tak zbiornik ten pozostaje w miarę czystym akwenem, z uroków którego bez obaw mogą korzystać wędkarze, turyści i wczasowicze.
Stan wody w rzece jest bardzo zmienny, w wielu miejscach Skrwa jest zbyt płytka, by nią płynąć – wtedy pozostaje holowanie kajaków brzegiem lub uciążliwe przenoski. Zazwyczaj spływam Skrwą w maju lub w czerwcu, kiedy opady są największe, a przez to stan wody w rzece jest stosunkowo wysoki. Jednak nie zawsze ratuje to przed przenoskami, bywa tak, że kajaki trzeba przenieść kilkaset metrów, często po łące. Niby miło i przyjemnie, ale gdy łąka porośnięta jest bujnymi pokrzywami, to radości jest trochę mniej. Na pokonanie takich przeszkód niewielu kajakarzy się decyduje, więc wybierając się na spływ możemy być pewni, że nie spotkamy innych miłośników spływów.
W trakcie wyprawy mamy nieustający ptasi koncert – ptasie trele słychać cały czas. Ptakom towarzyszą uciążliwe komary i muchy. W tych dzikich ostępach i odludnych miejscach spotkać można dziki, sarny, jelenie, a czasami, przy dużym szczęściu, uda się zobaczyć potężnego łosia. Nad głowami przelatują bociany, żurawie, czaple siwe, łabędzie, a na odkrytej przestrzeni nad śródleśnymi łąkami widać na niebie sylwetki krążących i czujnie spoglądających w dół drapieżników: bielików, jastrzębi i myszołowów.
W wodach Skrwy można dostrzec wiele gatunków ryb. Natomiast bardzo rzadko spotyka się wędkarzy. Niestety w pobliżu siedzib ludzkich są też miejsca, w których miejscowi chłopi rozciągają w poprzek koryta rzecznego sieci. Jeszcze niedawno spotkanie w wodach Skrwy raków nie było rzadkością, lecz od kilku lat już ich tu nie widziałem.
Przy odrobinie szczęścia i zachowaniu ciszy zobaczyć można wydry lub bobry. Tych ostatnich jest tu naprawdę dużo. Jeżeli w trakcie spływu nie spotkamy tych zwierząt, to na pewno zobaczymy efekty ich działalności. Natkniemy się na bobrze żeremia, ścięte przez nie wielkie pnie drzew, tamy postawione w poprzek cieku oraz charakterystyczne zgryzy.
Po minięciu ostatnich zabudowań w Klusku wpływamy na najbardziej malowniczy odcinek rzeki. Tu zaczynają się prawdziwie dzikie krajobrazy. Nie docierają tu żadne odgłosy cywilizacji, słychać jedynie przyrodę. Mamy odczucie, że wpływamy na tereny, w które zupełnie nie ingeruje człowiek. Jesteśmy cały czas w sercu Gostynińsko-Włocławskiego Parku Krajobrazowego. Podziwiamy wspaniały krajobraz polodowcowy oraz wysokie piaszczyste wydmy porośnięte starym lasem. Dolina Skrwy mocno wcina się w otaczające ją wzgórza; urzekają nas ich strome zbocza o wysokości dochodzącej do 10-15 metrów.
Wystarczy chwila nieuwagi, wpływamy w bystry nurt rzeki, kajak zawadza o schowany pod wodą pień i wywrotka staje się faktem dokonanym. Po niespodziewanej kąpieli suszymy się w promieniach słońca.
Od czasu do czasu wpływamy na śródleśne polany i łąki. Brzegi rzeki porośnięte są tu roślinnością szuwarową, podziwiamy pałki szerokolistne, mozgę trzcinową i strzałkę wodną. Wzdłuż doliny Skrwy wiedzie jeden z najciekawszych szlaków turystycznych, prowadzący z Gostynina poprzez: Helenów, Lucień, Klusek Biały i Krzywy Kołek do Soczewki. Jest on równie rzadko uczęszczany jak trasa kajakowa. Jesienią, gdy w lasach pojawiają się grzyby, można ich tu nazbierać wielkie ilości. Mało kto zapuszcza się w te odległe od siedzib ludzkich rejony. Trasę szlaku pieszego można przejechać na rowerze. Taka przejażdżka dostarcza bardzo wielu emocji i adrenaliny, bowiem ścieżki są wyjątkowo wąskie, kręte, często zatarasowane przez powalone drzewa, a skarpy wydm stromo opadają do dna doliny. Cały czas trzeba oganiać się przed wyjątkowo natrętnymi i spragnionymi krwi komarami.
Ponownie wpływamy w ogromne zielone tunele, korony wielkich drzew zasłaniają cały nieboskłon. Z trzech stron, od góry i po bokach, otacza nas tylko zieleń bujnej przyrody: drzew, krzewów, traw i porostów. Zauroczeni jesteśmy tą nierzeczywistą, wyjątkową, filmową scenerią. Nie chce się jej opuszczać, lecz niestety czas nagli. Przed nami jeszcze kilka godzin solidnego wiosłowania. Jedyne ślady człowieka, na jakie natrafiamy, to widoczne gdzieniegdzie, puste o tej porze roku karmniki dla dzikich zwierząt. W wodzie przemyka płynący zygzakiem zaskroniec. Ma uniesioną nad wodą głowę, a na niej charakterystyczne dwie żółte plamki. Znów pojawiają się malownicze meandry i mocno podcięte brzegi koryta rzecznego. W wodzie widoczne są potężne korzenie drzew, trzeba na nie uważać, aby ponownie nie wywrócić kajaka. Czeka nas teraz solidna porcja gimnastyki. Konary zwalonych drzew zwisają nisko nad rzeką; nie chcąc robić kolejnych przenosek, nisko schylamy głowy i grzbiety, aby nie zawadzić o wystające drzewa. W ten sposób pokonujemy kolejne tego typu przeszkody. Czasami takie przepłynięcie pod przeszkodą bywa bolesne, gdy głową lub plecami zawadzimy o gałęzie. Nie zawsze udaje się pokonać ją w ten sposób, czasami trzeba usiąść okrakiem na powalonym konarze i przepchnąć pod nim pusty kajak. Przy niektórych przeszkodach wskakujemy w ubraniach do wody i przeciągamy nasze kajaki przez trudne do przebycia miejsca.
Dopływamy do kolejnego charakterystycznego punktu spływu, jesteśmy przy niewielkim rozlewisku. W tym miejscu znajdował się przed laty młyn wodny, położony w pobliżu Krzywego Kołka. Dziś nie pozostały już po młynie żadne ślady. Mamy tu jedną z niewielu chwil przeznaczonych na zasłużony odpoczynek. Na moment zaglądamy do oddalonego o 100 m słynnego rancza „Krzywy Kołek”. Znajdowała się tu kiedyś kultowa baza studencka, należąca do Akademickiego Klubu Jeździeckiego z Łodzi, działającego przy BPiT „Almatur”. Baza lata świetności ma dawno za sobą. Dziś zobaczyć tu można pozamykane i zabezpieczone dawne budynki mieszkalne, gospodarcze oraz stajnię. Do końca lat 80. XX stulecia w okresie studenckich wakacji, tj. od lipca do września, organizowane tu były studenckie obozy jeździeckie. Dziś pozostały tylko wspomnienia.
Czas nas coraz bardziej nagli, zrobiło się już późne popołudnie, więc najwyższa pora ruszyć na ostatni odcinek naszego spływu. Zaraz po starcie czekają nas kolejne przeszkody, znów wchodzimy do wody, aby przeciągnąć kajaki przez zwalone pnie drzew, znów pochylamy mocno karki, aby wcisnąć się pod powalone drzewa. Częstotliwość tych przeszkód zwiększa się, a siły są już mocno nadwątlone. Odwrotu nie ma, płyniemy dzielnie dalej. Słońce na nieboskłonie pomału już kończy swoją dzisiejszą wędrówkę, a my wpływamy na koleją dużą łąkę. Brzegi Skrwy porośnięte są wysokimi szuwarami, w których kryją się przed nami perkozy i łabędzie. Na horyzoncie widać ambony myśliwskie, wszak są to doskonałe tereny łowieckie. W końcu jest wypatrywany od dawna niewielki, nowy mostek – to znak, że za chwilę wpłyniemy na wody jeziora Soczewka. Nad naszymi głowami mewy i rybitwy zwiastują większy akwen.
Jezioro ma ponad 2 km długości. Jest to jeden z najstarszych sztucznych zbiorników wodnych w Polsce. Został wybudowany ponad 150 lat temu, w latach 1848-1853. Wcześniej pracowały tu cztery młyny wodne w Moździerzu, Sapie, Soczewce i Sosze. W 1842 roku warszawski bankier, Jan Epstein, zakupił stare, wybudowane kilkaset lat wcześniej młyny i po utworzeniu sztucznego zbiornika o powierzchni 33,50 ha stworzył duży zakład papierniczy. W owym czasie była to największa papiernia w Królestwie Polskim. Surowiec do produkcji papieru stanowiły stare szmaty, które dostarczane były tu barkami płynącymi Wisłą. Wszystkie działające w fabryce maszyny poruszane były turbinami napędzanymi przez wodę. W wybudowanej hydroelektrowni działały początkowo trzy turbiny, w 1872 roku ich łączna moc wynosiła 116 KM. Później uruchomiono czwartą turbinę i moc elektrowni wzrosła do 235 KM.
Jezioro Soczewka jest wąskie, jego maksymalna szerokość nie przekracza 300 m. Zachodni brzeg jest wyższy, ulokowano na nim ośrodki wypoczynkowe. Na obu brzegach jeziora widzimy licznych wędkarzy. Po kilku godzinach samotności i obcowania z przyrodą powróciliśmy do cywilizacji. Płyniemy na północny koniec jeziora, aby stąd dopłynąć do Wisły. Do Zbiornika Włocławskiego trzeba przepłynąć 1,5 km i pokonać jeszcze jedną przeszkodę, jaką stanowi tama spiętrzająca wody Skrwy Lewej. Woda w Skrwie rozlewa się do dwóch oddzielnych koryt i uchodzi dwoma oddzielnymi kanałami: wschodnim i zachodnim. Przy zachodniej odnodze w latach 90. XX wieku wybudowano małą elektrownię wodną.
Ujściowe kanały obu odnóg, którymi Lewa Skrwa uchodziła do Wisły, zostały bardzo poważnie zmienione po wybudowaniu Zbiornika Włocławskiego na Wiśle. Ten największy powierzchniowo (75 km2) i drugi pod względem objętości sztuczny zbiornik wodny w Polsce budowano w latach 1963-1970. Ma on około 45 km długości i rozciąga się od Włocławka, gdzie wybudowano tamę i hydroelektrownię, po Płock. Szerokość zbiornika waha się od 500 do 1210 m. Zbiornik pełni różnorodne funkcje: retencyjną, energetyczną, rekreacyjną.
Zmęczenie fizyczne daje o sobie mocno znać. Teraz dopiero przyglądamy się odniesionym kontuzjom. Mamy zerwane paznokcie u nóg, poranione stopy i piszczele, mocno poobcierane plecy, rozcięte głowy, liczne siniaki, pęcherze na nogach i dłoniach, bąble po ukąszeniach komarów i much. W trakcie wywrotki kajaka zamoczyliśmy i bezpowrotnie uszkodziliśmy telefony komórkowe oraz aparat fotograficzny. Dla większości uczestników spływu najbliższa noc była bezsenna, spędziliśmy ją na tzw. „lizaniu ran”. Jednak żaden z uczestników imprezy nie miał najmniejszej wątpliwości, czy warto było przeżyć tę przygodę. Wszyscy byliśmy szczęśliwi, usatysfakcjonowani i zadowoleni. W głowach już pojawiały się plany kolejnych spływów, wycieczek rowerowych oraz innych eskapad, które pozwolą poznać piękne i w dużym stopniu nadal dziewicze Pojezierze Gostynińskie.