"Układ zamknięty" - sprawiedliwość po polsku
Zobacz w galerii:
Na planie filmu "Układ zamknięty"Z reżyserem filmu „Układ Zamknięty” Ryszardem Bugajskim rozmawia Ilona Waksmundzki.
Ilona Waksmundzki: „Układ zamknięty" to film polityczny czy raczej antypolityczny?
Ryszard Bugajski: To film o realiach w Polsce, obnażający system. Filmowcy, którzy są wrażliwi na otaczający ich świat, robią współczesne filmy o ważnych dla społeczeństwa sprawach. W Polsce ciągle odczuwamy anomalie okresu postkomunistycznego, w którym raczkuje młoda demokracja. Konflikty między władzą a obywatelami, między skrajnymi opcjami politycznymi, są dziś w Polsce bardzo jaskrawe, więc można powiedzieć, że jest to film upolityczniony. Mój film ujawnia niektóre negatywne zjawiska w systemie sprawiedliwości w Polsce i stara się doszukać ich przyczyn.
IW : Co jest najważniejsze w „Układzie zamkniętym"?
RB: Ważne jest ukazanie, jak rodzi się zło w człowieku i do czego to zło doprowadza. Jak wiemy, nikt nie rodzi się zły. Złym człowiek się staje w wyniku zdarzeń i tak też jest w przypadku skorumpowanego prokuratora, Andrzeja Kostrzewy, który jako młody i nieopierzony student prawa zostaje wciągnięty w tryby partyjnej maszynerii władzy. Jak każdy, Kostrzewa mógł wybrać między dobrem a złem, ale stchórzył - wybrał to, co wydawało mu się bezpieczniejsze, bardziej korzystne. Teraz, tak naprawdę, w głębi duszy, żałuje swych dawnych decyzji, ale nie potrafi wrócić na uczciwą drogę.
IW: Historia firmy przedstawionej w filmie jest znana w całej Polsce, co zatem chciał Pan przekazać w „Układzie zamkniętym"?
RB: Robiąc film, mniej mnie interesowały losy właścicieli świetnie prosperującej, nowoczesnej firmy NAVAR, więcej zaś motywacje człowieka, który doprowadza do jej upadku. Ofiary są rzadko ciekawymi bohaterami filmów, bo zwykle są postaciami biernymi. Za to sprawcy zła, czarne charaktery, są ludźmi czynu, wokoło których buduje się akcję. W tym przypadku była to prawdziwa gratka, bo charakter grany przez doskonałego aktora, jakim jest Janusz Gajos, jest postacią złożoną, przesiąkniętą korupcją i zawiścią. Widz powoli zostaje wciągnięty nie tylko w dramat ofiar, ale również w erupcję zła, które zdaje się nie mieć granic.
IW: Co było inspiracją dla scenarzystów filmu, Michała S. Pruskiego i Mirosława Piepki?
RB: Obaj scenarzyści są dziennikarzami, poszukującymi tematów w otaczającej ich rzeczywistości. Gdy słucha się codziennych wiadomości, wiele jest spraw, które poruszają, ale takich przypadków, gdzie
zamieszane są organy państwowe, nie nagłaśnia się zbyt często. Właśnie dlatego Pruski i Piepka zainteresowali się tematem. Po obejrzeniu filmu można sobie zadać pytanie, czy był to z ich strony akt odwagi, bo nie ulega wątpliwości, że filmy tego typu nie powstają zbyt często albo wręcz nie powstają wcale.
IW: Czy film można traktować jako przestrogę dla wszystkich tych, którzy chcą robić interesy w kraju nad Wisłą?
RB: Nie znoszę filmów interwencyjnych i fabuł z dydaktycznym przesłaniem, więc nie zrobiłbym filmu, który miałby pracować jako przestroga. Każdy film jest dla mnie wyłącznie dziełem sztuki, a nie publicystyką. Artyści nie powinni wdawać się w politykę, stawać po stronie jakichś politycznych opcji, gdyż rezultaty artystyczne takich działań są z reguły opłakane. Mnie interesuje nie polityka, lecz etyka
i psychologia zdarzenia. W swoich filmach chcę - bez subiektywnych sympatii i preferencji - pokazywać wybory moralne, doszukiwać się przyczyn, dlaczego jedni ludzie są uczciwi, postępują szlachetnie, a
inni są kanaliami, zbrodniarzami.
IW: 12 stycznia w ramach corocznej gali Pracodawców Rzeczpospolitej Polskiej, twórców "Układu zamkniętego" uhonorowano Wektorem Nadziei, nagrodą "za odwagę w dążeniu do przedstawienia prawdy o problemach, z którymi na co dzień zmagają się polscy przedsiębiorcy w starciu z bezwzględną machiną urzędniczą, oraz za niezwykły upór, dzięki któremu realizacja filmu stała się możliwa". Jaki jest Pana stosunek do tego wydarzenia?
RB: To producenci dostali nagrodę za swój upór i wytrwałość w doprowadzeniu tego przedsięwzięcia do końca i zgromadzenia środków na produkcję filmu, w czym nie było mojego udziału. Z pewnością ta nagroda była zasłużona i niezmiernie dla nich ważna. Znaczyła, że ich wysiłki zostały docenione.
IW: "Układ zamknięty" został w całości sfinansowany ze środków prywatnych, pochodzących między innymi od polskich firm i przedsiębiorców, dla których historia opowiedziana w scenariuszu
okazała się poruszająca i ważna. Dlaczego zabrakło dofinansowania ze środków publicznych?
RB: Jedynym sposobem, by "Układ zamknięty" powstał, było zainteresowanie tym projektem prywatnych inwestorów. Dyrekcja Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, która finansuje większość produkcji filmowej w Polsce, czterokrotnie, mimo pozytywnych ocen tzw. ekspertów, odrzuciła wnioski producentów o dofinansowanie produkcji - dwukrotnie przed zdjęciami, i również dwukrotnie po przedstawieniu im już gotowego, zmontowanego, ale jeszcze nie udźwiękowionego filmu. Powodów tych decyzji nie znam.
IW: Cieszymy się, że film będzie miał już wkrótce swoją prapremierę w Chicago. Dlaczego polonijna i nie tylko (mamy zagorzałych wielbicieli polskiego kina z innych nacji) widownia powinna go zobaczyć?
RB: Myślę, że prawda zawsze przyciąga ludzi, a ten film nie prezentuje atrakcyjnego obrazu dzisiejszej Polski, podobnie jak większość współczesnych filmów amerykańskich czy azjatyckich. "Układ zamknięty"
przedstawia układy polityczno-społeczne w naszym kraju takimi, jakimi są naprawdę. Demokracja rodzi się w bólu i to jest chyba pewna zasada, bo zawsze będzie istniała walka ze zorganizowaną przestępczością i z korupcją organów państwa, o czym słyszy się na co dzień także w amerykańskiej telewizji. „Układ..." to również film psychologiczny, pokazujący dramaty współczesnych Polaków i na taki Państwa serdecznie zapraszam.
IW: Dziękuję Panu za rozmowę i życzę dalszych filmowych sukcesów.