Cudzoziemiec z wyboru - wywiad z Januszem Mrozowskim
"Bad Girls Cela 77", pokazany na tegorocznym Festiwalu Polskich Filmów w Ameryce, to film dokumentalny, który nikogo nie pozostawia obojętnym. Dlaczego robi filmy o więźniach ("Więzienne bajery", "Bad Boys Cela 425", "Bad Girls Cela 77"), o swojej pasji oraz o powrotach do Polski rozmawia z Iloną Waksmundzki.
Ilona Waksmundzki – Mieszkasz od wielu lat we Francji i właściwie mogę chyba powiedzieć, że uciekłeś ze smutnego kraju nad Wisłą w latach 70., a dzisiaj wracasz, żeby kręcić swoje dokumenty, bo w Polsce znalazłeś większą wolność artystyczną. Czy to nie ironia losu?
Janusz Mrozowski – To nie była „ucieczka”. Wyjechałem z Polski, ponieważ wydawało mi się, że urodziłem się w nie swoim kraju. Wyjechałem, szukając tego kraju… i siebie samego. Moim dziecinnym marzeniem było, żeby zostać cudzoziemcem. Bertold Brecht powiedział kiedyś, by uważać na swoje dziecięce marzenia, bo one często się spełniają. Nie wiem, czy to moje dziecięce marzenie się spełniło, czy nie, ponieważ od lat, gdziekolwiek się znajduję, czuję się jak u siebie. Mam trzy paszporty: polski, francuski i z Burkina Faso. A to, że mogę być widziany jako cudzoziemiec, to już nie mój problem. Natomiast ironia losu polega na tym, że wyjeżdżając z totalitarnej Polski do Francji, szukałem również wolności. Dziś po wolność jeżdżę do Polski i znajduję ją również za murami więzień!
Stałeś się Francuzem z wyboru.
Francja szybko stała się moim krajem. Bardzo szybko zapuściłem tu korzenie. Zakochałem się w języku francuskim, w Paryżu, we Francuzkach, we francuskiej kuchni… Żeby jakoś zilustrować moje relacje z Polską i z Francją, powiem po prostu, że jeżdżę do Polski, a wracam do domu.
A ten paszport z Burkina Faso?
Na początku lat 90. nakręciłem w Afryce pięć telewizyjnych filmów opartych na nowelkach pisarzy z byłych kolonii francuskich. Nieco później pracowałem nad projektem filmu fabularnego o procesie demokratyzacji w Afryce. Moi przyjaciele z Burkina Faso nalegali, żebym ten film zrealizował u nich, obiecując, że będą mnie traktowali jak tubylca. I tak właśnie załatwili mi paszport tego kraju. Powstał film „Rewanż Lucy”, za który dostałem afrykańskiego Oscara w RPA. Bardzo mile wspominam lata spędzone na tym kontynencie i tylko dodam, że często Afrykanie mówili, iż pomagają mi, ponieważ nie jestem „prawdziwym” Francuzem. My, Polacy, byliśmy raczej narodem kolonizowanym, niż kolonizującym…
Jak widać, lubisz wyzwania. Skąd wziął się pomysł, żeby zrobić film o ludziach z tzw. marginesu?
To był zupełny przypadek. Pewnego dnia otworzyłem francuski dziennik „Liberation”, w którym przeczytałem apel do intelektualistów i artystów autorstwa więźniów bardzo ciężkiego zakładu w Pirenejach. Pisali oni w liście otwartym o „pustelni kulturowej”, panującej w tamtejszych więzieniach. Ten tekst mną wstrząsnął. Wcześniej nigdy bym nie pomyślał, że ludziom z tamtej strony murów może tak brakować kultury, jak narkomanom narkotyków! Miałem wrażenie, że ten apel był skierowany do mnie osobiście. Stworzyłem projekt, którego celem było robienie w więzieniach filmów przeznaczonych do powszechnej dystrybucji, ale niestety nie mogłem tego dokończyć, bo Francuzi przerwali mi projekt… który zrealizowałem w Polsce!
Przyjechałeś więc do Polski i zdziwiłeś się, że właśnie tu możesz bez przeszkód pokazać więzienną rzeczywistość.
Polska administracja więzienna otworzyła mi drzwi do zakładów karnych i pozwoliła zrobić to, co we Francji było niemożliwe, za co jestem jej niezmiernie wdzięczny. Mój pierwszy dokument z trylogii więziennej, Bad Boys cela 425, jest francuskim filmem zrobionym w Polsce. Następnie zrealizowałem Bad girls cela 77, a ostatnim filmem z tej trylogii będzie Bad boy cela dla Niebezpiecznych, który obecnie montuję. To może śmiesznie zabrzmi, ale Polskę odkryłem na nowo od strony drzwi kuchennych, poprzez więzienia. Teraz, ilekroć jestem za granicą, mówię: pokażcie mi wasze więzienia, a powiem wam, kim jesteście.
Na czym polega zasadnicza różnica między więzieniem w Polsce a we Francji?
Więzienie jest wszędzie więzieniem, ale pewne różnice są zauważalne. Na przykład we Francji warunki «hotelowe» są dużo lepsze, niż w Polsce. Natomiast stosunki skazany-funkcjonariusz są dużo bardziej ludzkie, czasami wręcz serdeczne, w Polsce, niż we Francji. Można to wytłumaczyć tym, że w więzieniach francuskich jest dużo cudzoziemców, co stwarza problemy językowe, kulturowe, obyczajowe… W Polsce natomiast Polacy pilnują Polaków.
Wylądowałeś więc w zakładzie karnym i to Cię wciągnęło.
Tak, praca z więźniami pochłonęła mnie już we Francji i z perspektywy czasu mogę tylko powiedzieć, że to było prawdopodobnie jedno z moich najmocniejszych życiowych doświadczeń. Mnie interesuje człowiek, a nie więzień, i sam fakt, że przez to, co robię, mogę komuś pomóc, bardzo mnie motywuje. Kiedyś jeden z więźniów powiedział mi, że sędzia powinien dołożyć mu te dni, które ze mną spędził podczas kręcenia filmu, bo on się tak czuł, jakby nie był w więzieniu.
Czy był taki moment, że się bałeś, będąc tam z więźniami?
Nigdy nigdzie nie czułem się tak bezpieczny, jak właśnie w więzieniu. Raz jeden myślałem, że rzuci się na mnie jeden z więźniów, który ubzdurał sobie, iż spotykam się potajemnie z jego córką, co mu ewidentnie nie przypadło do gustu. Ale to był jeden taki przypadek. Kilka razy zdarzyło mi się w celi wziąć sobie przerwę na drzemkę i wtedy więźniowie brali kamerę i mnie filmowali.
Czy długo zdobywa się zaufanie więźniów?
Muszę powiedzieć, że mnie zajęło 10 lat przygotowania psychicznego, żeby ośmielić się w ogóle zaproponować tę wspólną przygodę. Oczywiście, na zaufanie trzeba sobie zapracować. Nie jest to prosta sprawa i nie bez powodu właśnie na około 300 więźniarek zgodziło się ze mną zrobić film tylko 7. Chodziłem od celi do celi – te cele były pięcioosobowe – żeby prosić o zgodę na uczestniczenie w filmie i zdarzało się, że dwie, może trzy kobiety z całej celi zgadzały się na to, a potrzebna była zgoda wszystkich. Myślałem już, że nie będzie filmu. Ale jedna z więźniarek mnie rozpoznała…
Jak to Cię rozpoznała?
No tak, bo widzisz, ja już wcześniej kręciłem cztery etiudy w czterech więzieniach i w ten sposób spotkałem się wcześniej z tą więźniarką, która mnie zapamiętała. Rozpoznała mnie też inna, która dzieliła z nią celę, i która miała grać w moim filmie w innym więzieniu, ale zachorowała. One bardzo szybko namówiły swoje współlokatorki z celi, i tak powstał nowy film, Bad Girls cela 77.
Bad Girls pokazuje kobiety bez zahamowań. To niesamowite, że potrafiły się tak przed kamerą otworzyć i rozmawiać o wszystkim: o seksie i swoich najskrytszych pragnieniach.
Tak; i sam byłem i jestem dla nich pełen podziwu, że tak bez problemu prowadziły te rozmowy. Powiedziałbym, że łatwiej może niż mężczyznom przychodziło im mówić przed kamerą na przykład o seksie, czy krytykować warunki więzienne. Zauważyłem, że kobiecość brała u nich górę nad więźniarką i za każdym razem, gdy oglądam ten film, mam wrażenie, iż oddały się one kamerze tak, jak oddaje się kobieta mężczyźnie.
Co dla Ciebie jest najważniejsze, gdy robisz te wszystkie filmy o więźniach?
Przerzucić pomosty ponad murami więzień, połączyć te dwa światy, przyczynić się, choćby minimalnie, do zmiany postawy społeczeństwa w stosunku do więźniów. Polacy są szczególnie wrogo do nich nastawieni. Często im mówię: zapomnieliście już, Wy, tacy katolicy, kto był ukrzyżowany obok Jezusa, kto pierwszy poszedł do nieba? Zapomnieliście tego przykazania: «kochaj bliźniego swego jak siebie samego»? Jest dla mnie bardzo ważne, żeby pokazać, że więźniowie odsiadujący swój wyrok to nie tylko złodzieje i mordercy, ale przede wszystkim – ludzie. Ludzie tacy jak my.
Dla swojej pasji poświęciłeś swoje małżeństwo. Nie żałujesz?
Nie, nie poświęciłem małżeństwa, bo to nie było tak, że moja była żona powiedziała mi: albo ja, albo więzienie. Ale prawdą jest, że ona nie bardzo rozumiała to moje więzienne zaangażowanie. Oczywiście, bardzo żałuję, że tak się stało. Ale gdyby była możliwość cofnięcia się w czasie, to chyba niczego bym nie zmienił.
Dziękuję Ci bardzo za rozmowę.