Górale z Podczerwonego zapalili watrę w Passaic, N.J.
Ponad 450 najprawdziwszych górali zjechało w sobotę, 28 maja, do Passaic w New Jersey. Najstarsi górale nie pamiętają, aby naraz tylu górali gościło w tym mieście i w tym stanie.
Przyjechały dwa autokary pełne górali z kanadyjskiego Toronto i drugie dwa z Chicago. No i dołączyli górale mieszkający w Passaic, Clifton, Wallington i innych miastach New Jersey. A prawie wszyscy pochodzili ze wsi Podczerwone koło Czarnego Dunajca lub najbliższych okolic. Bo to był – tak go nazwali – II Światowy Zjazd Górali z Podczerwonego.
Zjechali już w piątek, co by spotkać się z rodzinami i przyjaciółmi, i na Nowy Jork chociaż troszkę spojrzeć. Wieczorem wszyscy przybysze z Chicago i Toronto jak jeden byli goszczeni przez Jadwigę Dębski i Franciszka Łapińskiego w ich restauracji „Victorian” przy drodze 46 w Elmwood Park. Aż 220 osób zostało zaproszonych na „Posiady u Łapczyńskich”. A były to prawdziwie góralskie posiady, bo jedzenia wszelakiego, pysznego okrutnie, było w bród. Było też śpiewanie i granie tęskne, jak wołanie od gór.
Witojcie nom pyknie w New Jersey!
W sobotę, kiedy co nieco odsapnęli, wszyscy ruszyli do kościoła św. Józefa. Aż czterech księży mszę odprawiało: miejscowy proboszcz ks. Stanisław Leśniowski, wikary z Passaic Andrzej Puchalski, ks. Adam Filas, OMI z Brampton – kapelan koła Podczerwienian z Toronto i ks. Stanisław Sztublik – kapelan Podczerwienian z Chicago. Góralskie sztandary towarzyszyły księżom przy ołtarzu, a darów wszelakich (m.in. owoców, chleba i wina) górale naznosili siła.
Janina Podczerwińska-Łapczyńska, przez przyjaciół nazywana po prostu „Jańcią”, zabiegała o to, co by godnie w Passaic przyjąć gości. Pełniąc obowiązki gospodyni, rzekła do nich:
Witojcie nom pyknie nasi goście mili
i syćka Podcyrwienianie coście tak licnie tu do nos przybyli.
Choć my góralskich bogactw nie momy,
to jak nos stać tak Wos powitomy.
Bo to spotkanie związane z tynsknotom
za ziemiom Podcyrwinskom, za domem, ślebodom.
Kochamy jom syćka, cynsto tam wracomy
coby se pochodzić po polak zielonyk.
I jesce roz spojrzyć na strome wiersycki,
a w lesie posłuchać potoków muzycki.
Bo prawie my syćka tam sie porodzili
i swoje dzieciństwo mile tam spyndzili.
Wielu tam zostało, cynsto wspominomy,
a tych co łodeśli – Bogu polecomy.
My do Hameryki z łojcami przybyli,
za kowołkiem chleba swój kraj łopuścili.
I choć my porośli, swoje dzieci momy,
a nasi łojcowie dziadkami zostali,
to nasym łobowiązkiem tradycje zachować
i następne pokolenie w tym duchu wychować.
Coby nom Pan Bocek z nieba błogosławił,
w zdrowiu, scynścu, zgodzie na roki zostawił.
By my jesce kiedyś syćka sie spotkali
i razem radośnie piosnke zaśpiewali...
Góralu, cy ci nie zol...
Scyńsć Wom Boze...
I witojcie u nas w New Jersey.
Po takim piyknym przywitaniu niejeden góral dyskretnie łzę otarł z oka. Bo od razu zrobiło się swojsko, rodzinnie. Wiadomo – byli wśród swoich.
„Tak się cieszę, że mogę was gościć w mojej parafii – rzekł ksiądz Leśniowski do górali w odświętnych, pięknych strojach, wypełniających kościół. – To prawdziwy powód do dumy, że kultywujecie tradycję. Że jesteście blisko kościoła i siebie, wierni Chrystusowi i wierni sobie! Umiejmy sobie nawzajem pomagać, wspierać się tu, na obczyźnie. Bądźmy dla siebie braćmi i przyjaciółmi” – apelował.
Trzy baby, które potrafiły górę przesunąć...
„Od początku istnienia naszego Koła nr 83 Podczerwonego w Chicago marzeniem moim – jako prezesa – było zorganizowanie spotkania ludzi urodzonych w Podczerwonym i ich rodzin, a teraz rozsianych po różnych krańcach USA i Kanady – powiedział prezes koła Bolesław Jarończyk. – To, co tu dzisiaj widzę, przeszło moje oczekiwania. Dwa lata temu – dzięki wspaniałym Podczerwienianom i zarządowi Związku Podhalan w Kanadzie – udało się zapalić podcyrwiynskom watre. Watra – jak wiycie – to jest ognisko, co jak sie zimniyj zrobi to syćka sie przychodzom ku niyj grzoć. Tak tys było w Kanadzie, syćka tam dbali, co by im nie zgasła i dzisiok wielkom grupom sie tu zjawiyli i tom watre nom przywiezli, co by my sie syćka z gorolami z New Jersey i Chicago zagrzoli. A wiycie, ze przy ognisku to sie i zaspiywo, zatoncy, a jak muzykanci śwarnie zagrajom to i końca radości ni ma. Mom wielkom nadzieje, ze po nasym odjeździe bedziecie syćka pilnowali, co by wom ta watra nie zgasła. Mom nadzieje, ze całymi rodzinami bedziecie ku niyj przychodzić. No i nojwozniyjse – nie zabacujcie przyprowadzić wase pociechy, co by sie od wos ucyły mowy, tońca i spiywu góralskiego. Mom nadzieje, ze te przepiykne stroje góralskie bedziecie ubiyrać teroz cynściyj, nie ino na Paradę Pułaskiego".
Nie jest łatwo zorganizować zjazd tylu ludzi z różnych krańców Stanów Zjednoczonych i Kanady. Prezes Jarończyk podziękował więc serdecznie wszystkim tym, którzy włożyli dużo serca, aby to spotkanie doszło do skutku. „Jest jedna osoba, która w szczególny sposób się do tego przycyniyła. Dzisiaj mogę powiedzieć, że gdyby nie Janina Podczerwińska-Łapczyńska, a po nasemu Jancia Zmazlokowa, to by tego zjazdu nie było” – powiedział. Podziękował też Helence Babiarz – „po nasemu Helci Kubulkowej” – która zorganizowała całą grupę z Kanady. „Trzecia osoba, która dopilnowała, co by my mieli ka spać, i co by Chicagowiany sie nie straciły – jest Kasia Chlebek-Stronckowa. Jak widzicie, sprowdziyło sie powiedzenie, ze baby trzymiom 3 wyngly w chałupie a chłop ino jedyn. Te trzy panie mają małe dzieci, pracują, sprzątają, gotują i znalazły jesce cas zeby zorganizować tak wielką impreze. To jest dowód na to, ze mozna przesunąć całą góre, ino trza chcieć. Dlatego nie bójcie sie działalności społecnej, która bedzie potrzymywała nasze tradycje góralskie i polskie” – zakończył prezes Jarończyk.
My tu jeszcze wrócimy!
Z kościoła św. Józefa część górali pojechała autobusami, ale większość poszła pieszo do Polsko-Amerykańskiego Centrum Kulturalnego w Passaic przy Monroe Street. W tym Domu Polskim, liczącym sobie już ponad sto lat, 2 czerwca 1929 roku powstało jedno z pierwszych kół góralskich – Koło Kazimierza Przerwy-Tetmajera, które – po zarejestrowaniu Związku Podhalan w Północnej Ameryce – otrzymało numer 6 i istnieje do dzisiaj, a jego prezesem jest Stanisław Trojaniak, który jednocześnie pozostaje wiceprezesem ZPPA na stany wschodnie. Koło to powstało dzięki miłośnikowi góralszczyzny, Stefanowi Jaroszowi, który przybył do Ameryki po to, aby pomóc góralom zorganizować się. Jednym z głównych założycieli tego koła był Jan Władysław Gromada, którego można nazwać ojcem góralszczyzny na Wschodnim Wybrzeżu. Na zjazd Podczerwienian i spotkanie w tym domu przybyła córka Jana Gromady, Janina Gromada-Kiedroń, wraz z mężem Henrykiem. Niestety, syn, prof. Tadeusz Gromada, nie mógł przybyć z powodu choroby. Oboje rodzeństwo, urodzeni w Stanach Zjednoczonych, całe swoje życie poświęcili podtrzymywaniu wspaniałych góralskich tradycji. To właśnie dzięki nim ukazuje się od 1957 roku pismo „Tatrzański Orzeł”.
W Polsko-Amerykańskim Centrum Kulturalnym najpierw wszyscy się posilili. Gołąbki, kurczaki, pierogi i inne polskie potrawy zostały dostarczone oczywiście przez właścicieli restauracji „Victorian”. A potem zatańczyły dzieci z zespołu „Mali Podhalanie” – stworzonego dzięki szkole tańca góralskiego działającej przy tej restauracji. Zagrały kapele z Kanady i z Chicago. Młody zespół „Harnasie” z Toronto dał potem pokaz dojrzałego tańca. A na koniec zaśpiewali i zatańczyli „Podczerwienianie” z Chicago. Wraz z nimi szaleli na parkiecie: Królowa Górali – Karolina Bzdyk oraz Zbójnik Roku 2010 – Grzegorz Zarycki. Bawiono się i dyskutowano przy stołach do drugiej w nocy.
„Nasze Koło Podczerwone nr 83 powstało zaledwie cztery lata temu – wyjaśnia prezes Jarończyk. – Zastanawiałem się, co by tu można było takiego zrobić, aby przyciągnąć ludzi, zbliżyć do siebie. Wiem bowiem, że bardzo wielu Podczerwienian rozjechało się po całym świecie: od Australii, poprzez Kanadę, USA aż po Rosję. Duch wspólnoty gdzieś tam głęboko tkwi w naszych sercach. Poczucie jedności i wspólnych tradycji, wspólnych przeżyć, które miały miejsce gdzieś tam, kiedyś, na Podhalu, w małej wiosce Podczerwone – podkreśla. – Pierwsze spotkanie zorganizowaliśmy dwa lata temu w Toronto w parafii św. Jana Kazimierza. Teraz jesteśmy w Passaic. I my tutaj jeszcze wrócimy”. Górale obiecali spotkać się ponownie za dwa lata w Chicago.
„Takie zjazdy mają wielki sens i znaczenie. Włączają nas bowiem w grono jednej wspólnej góralskiej rodziny” – twierdzi Janina Podczerwińska-Łapczyńska.
W niedzielę przed południem wszyscy udali się do Sanktuarium Maryjnego w Amerykańskiej Częstochowie w Pensylwanii na specjalną mszę. A potem zaśpiewali rzewnie przy grobach górali, spoczywających na tamtejszym wzgórzu. Z Amerykańskiej Częstochowy górale rozjechali się do swoich amerykańskich domów.