Hania Szyzdek i jej świat
Na obrazie pani Hani Matka Boska na twarz młodej kobiety. Jej ostre, surowe rysy i strój wskazują na to, że jest góralką. Kruczoczarne włosy wypływają spod kwiecistej chusty. Maleństwo zamknięte szczelnie w jej ramionach, wydaje się być bezpieczne, lecz matka wie, że nie uchroni go od przeznaczenia. Ten niepokój wyrażony jest jedną zdecydowaną kreską jej brwi.
Na wpół przymknięte oczy wyrażają bezbrzeżną miłość, opiekę, oddanie, ale także troskę i bojaźń o przyszłość syna. Chciałaby uchronić go swą miłością od całego zła tego świata, jak każda matka. Takiego natężenia uczuć, takiej głębi wyrazu macierzyństwa nie spotyka się często w malarstwie (chyba tylko u wielkich mistrzów).Jest to szczególnie trudne w tak niełatwej sztuce, jak malarstwo na szkle. Ta niezwykle trudna technika malarska jest rozpowszechniona na Podhalu, skąd została przeniesiona w świat razem z góralami, którzy wyruszyli za chlebem do obcych krajów, a zwłaszcza tu, do Chicago.
Pani Hania Szyzdek przyjechała z Zakopanego w 1991 roku wraz z dwójką dzieci. W Polsce pracowała jako dziewiarka, hafciarka, malowała na szkle, zdobiła pisanki. Z tego się utrzymywała. Miała szereg wystaw za granicą. Jej prace wszędzie cieszyły się wielkim zainteresowaniem i popytem. W Ameryce trudno utrzymać się z uprawiania samej sztuki, a wie to każdy artysta. Tylko nielicznym się to udaje. Często muszą robić zupełnie coś innego, aby się utrzymać. Ciężko jest zwłaszcza matkom, gdyż do pracy zawodowej dochodzą jeszcze obowiązki domowe.
Wróćmy jednak do jej działalności artystycznej naszej bohaterki w Chicago. Pani Hania nie ogranicza się wyłącznie do malarstwa na szkle. Jej zainteresowania są wielostronne, ale zawsze związane z pięknem. Spróbujmy wyliczyć jej talenty.
Krawiectwo odziedziczyła po ukochanej babci, która pokazała jej, jak się szyje. Hania zbierała makulaturę i butelki, aby kupić materiał na sukienki dla lalek. Usiadła do maszyny, mając lat sześć i od razu skaleczyła się w palec, ale to jej nie odstraszyło. Dziś suknie, które szyje pani Hania to istne dzieła sztuki. Każda inna, misternie zdobiona, często wyszywana kryształami Swarowskiego, może zadowolić gusta nawet najbardziej wybrednych pań.
Ornamentyka – to następna dziedzina sztuki pani Hani. Dziadek Kowal – artysta w tej dziedzinie - uczył stawiać pierwsze kroki w tej dziedzinie. Zeszyty pani Hani udekorowane są pięknymi „szlaczkami”, w których widoczne są elementy góralskiej przyrody. Potem maluje dyplomy, sama wymyśla kształt liter. Maluje swoje kwiaty i rośliny na gorsetach, spodniach, koszulach, bluzkach, sukniach uszytych również przez nią. Górale na całym świecie rozpoznawani są przede wszystkim po stroju regionalnym. Zgodnie z tą tradycją sztuka jego wykonywania przekazywana jest z pokolenia na pokolenie i trzyma się pewnych reguł. Jeśli chodzi o strój męski, niewiele się zmienił od wieków, natomiast kobiecy ( kobiety idą z duchem czasu) zmienił się nieznacznie. Dotyczy to właśnie ornamentyki. Gorsety i spódnice pani Hani są malowane ręcznie specjalną farbą. Każdy strój zawiera inną paletę barw i inne szczegóły. Misternie nakładane farby (na uprzednio wykonywany rysunek), tworzą ogrody, łąki i zarośla leśne, przenoszą nas w świat natury tak ściśle związanej z życiem rdzennych Górali. Każdy strój dobrany do osobowości właścicielki, każdy inny (nie ma dwóch jednakowych), podpisywany przez artystkę, tworzy indywidualne dzieło sztuki. Stroje dziecinne to sama niewinność i radość. Białe płótno chusteczek dziewczęcych usiane jest drobnymi różyczkami i rumiankami, a porteczki chłopców czerwienią się i czernią „krzesiwami” i dziewięciornikami. Pamiętajmy, że są to dzieła indywidualne i niepowtarzalne.
Artystka jest osobą niezwykle wrażliwą. Traktuje swoje prace z miłością i oddaniem. Nigdy nie jest do końca z nich zadowolona, stale dąży do doskonałości. Są to dzieła niezwykle pracochłonne, wymagające ogromnego zaangażowania i skupienia, wręcz napięcia nerwowego. Tak jak saper, nie może się pomylić, bo materiał, na którym maluje (jedwab, aksamit) jest już uszyty na miarę! Tę presję i stres rozładowuje poprzez… słowo – poezję, czyli piękno myśli przelanej na papier. To następna dziedzina twórczości artystki. Pisze swe wiersze, kiedy smutek i nostalgia wkradają się w codzienne życie.
„Szumią jodły”
Szumią jodły na gór szczycie
przeminęło moje życie
Szumią jodły i będą szumiały
młode moje lata w pamięci zostały
Rosną sobie jodły dumne i strzeliste
bo mają grunt dobry i powietrze czyste
A ja jestem jak ta brzoza
posadzona tuż nad brzegiem morza
„A kiedy umrę”
A kiedy umrę niestety już
czy na mój grób położy ktoś
bukiecik róż?
Może być mały wcale nieduży
a nawet niekoniecznie z róży.
Mogą być kwiaty nawet polne
Rosnące dzielnie bo przecież wolne
Dzielne też kwiaty są ogrodowe
Dzielne dźwigają ku słońcu głowę ( Mam wrażenie, że tu powinno być: Dzielnie…)
bo mają tych, co ich kochają
i codziennie o nich dbają.
A jest to życie w pędzie, w nawale obowiązków domowych, jakie kobieta, matka dwojga dzieci, musi codziennie wykonywać. Pani Hania dzieli obowiązki matki i żony z tym, co jest pasją – ze sztuką. Chciałaby się jej oddać w większym wymiarze czasowym, by móc tworzyć dla nas swoje dzieła. Prace pani Hani, tak jak dzieci, odchodzą z domu. Ciężko wypracowane, z miłością i pasją wykonane, zdobią inne miejsca, inne domy, zarówno ludzi sławnych (Gustaw Holoubek, Barbara Wrzesińska, Jerzy Kilar, Grażyna Auguścik) jak i zwykłych zjadaczy chleba. Wszystkie serdecznie przez autorkę umiłowane stanowią część naszej wspólnej własności, naszego bogactwa – kultury polskiej.