Kobieta Sukcesu: Krystyna Szewczyk-Szczęch
Słowo „SUKCES” zrobiło we współczesnych czasach oszałamiającą karierę. O sukcesie słyszymy w mediach, szkole, pracy i na ulicy. Sukces w XXI wieku wywiera presję na współczesnego człowieka i prowadzi do stresu, niepokoju, ale także spełnienia i radości. Ma wiele aspektów i przez każdego człowieka rozumiany jest inaczej. Definiowanie sukcesu zależy od wyznawanych wartości, życiowych priorytetów, wykształcenia i zdolności współczesnego człowieka. Mimo to, każdy człowiek dąży do osiągnięcia sukcesu czy to zawodowego, sportowego, naukowego, finansowego, czy rodzinnego.
Kobiety, mimo że wciąż spotykają się z dyskryminacją na świecie, dumnie kroczą drogą prowadzącą do sukcesu. Spotykają się na niej z wieloma mniejszymi lub większymi przeszkodami, ale dzielnie je pokonują. Osiągnięcie sukcesu przez kobietę - szczególnie na obczyźnie - to nie lada wyczyn. Bariera językowa, nostryfikacja dyplomu, specjalistyczne słownictwo, obowiązki rodzinne i duża konkurencja to tylko kilka wyzwań kobiety emigranta. Podobne przeszkody stają na drodze Polek, które chcą zrobić karierę, na przykład w USA.
Krystyna Szewczyk-Szczęch, lekarz internista z NJ jest świetnym przykładem osiągnięcia sukcesu zawodowego za granicami Polski. Pani Szewczyk-Szczęch jest właścicielem Clinton -Wallington Medical Group w NJ, w skład której wchodzą dwa gabinety medyczne, w Wallington i Clifton. Zatrudnia 25 pracowników, w tym 4 lekarzy i 8 asystentów medycznych i 2 pielęgniarki. O początkach kariery medycznej w Ameryce i o zawodowym sukcesie poza granicami Polski pani Szewczyk-Szczęch mówi naszej dziennikarce Kasi Dewera w wywiadzie przeprowadzonym w jednym z jej gabinetów.
KD: Jak Pani zdefiniuje sukces i czym dla Pani jest sukces?
KSS: Sukces to pogodzenie pracy ze szczęściem rodzinnym i posiadanie przyjaciół, którym się ufa, którzy zawsze pomogą, kiedy jest dobrze i kiedy jest źle. Dla mnie osobiście sukces to wykonywanie pracy, którą się lubi, która przynosi zadowolenie i spełnienie marzenia z dzieciństwa - a ja marzyłam o pomaganiu ludziom.
KD: Osiągnąć zawodowy sukces poza granicami swojego kraju nie jest łatwo. Jak długo przebywa Pani w Stanach Zjednoczonych i co skłoniło Panią do przyjazdu tutaj?
KSS: W roku 1987 wyjechałam z Polski do męża z 3,5 letnim synem do Kanady. Mąż zdecydował, że chce żyć poza granicami kraju ze względu na trudną sytuację polityczną i ekonomiczną w Polsce. Po 6 miesiącach pobytu w Kanadzie nostryfikowałam dyplom, a więc bardzo szybko. Na pewno pomógł mi w tym egzamin specjalizacyjny z pediatrii, który zdałam tuż przed wyjazdem z Polski. To był rok 1988, kiedy w Kanadzie bardzo trudno było dostać się emigrantom na staż lekarski. Sytuacja ta doprowadziła do strajku głodowego lekarzy emigrantów, w którym brałam udział. Idąc na strajk, dowiedziałam się, że zdałam kliniczną część egzaminu amerykańskiej nostryfikacji, bo zdecydowałam, że dyplom będę nostryfikować także w USA. Nie zrezygnowałam z udziału w strajku głodowym w imię solidarności z moimi strajkującymi kolegami. To był jedyny strajk lekarzy emigrantów, który odniósł sukces, gdyż po roku wszyscy mieliśmy zapewnione staże w Kanadzie. W 1990 roku mój mąż dostał staż w Stanach Zjednoczonych i zdecydowaliśmy się na wyjazd właśnie tam. Dość szybko zdałam drugą część egzaminu na licencję lekarską w Stanach Zjednoczonych i zdecydowaliśmy z mężem, że się tam osiedlimy.
KD: Proszę opowiedzieć o początkach kariery lekarskiej w Polsce. Gdzie Pani kończyła studia i gdzie Pani pracowała po ich ukończeniu?
KSS: Studia kończyłam w Lublinie, staż odbyłam w Szpitalu w Stalowej Woli. Pediatrię wybrałam na specjalizację i staż z pediatrii odbyłam w Szpitalu Wojewódzkim w Rzeszowie.
KD: Jakie były Pani początki na obczyźnie?
KSS: Moje początki były naprawdę łatwe. Nie pracowałam, gdyż opiekowałam się synem i uczyłam się do egzaminów. Mąż był jedynym żywicielem rodziny i z całą pewnością mogę powiedzieć, że dojście do zawodu zapewniam tylko mężowi.
KD: Proszę powiedzieć coś więcej o Clifton-Wallington Medical Group. W jakiej dziedzinie medycznej się specjalizujecie? Ilu lekarzy Pani zatrudnia? Ilu pacjentów korzysta z Waszych usług?
KSS: Gabinet lekarski w Wallington, NJ działa od 1995 roku, a gabinet w Clifton od 2002 roku. Specjalizujemy się w medycynie rodzinnej, chorobach wewnętrznych, w leczenia bólu, fizykoterapii i rehabilitacji. Zatrudniam 25 pracowników, w tym 5 lekarzy, 8 asystentów medycznych i 2 pielęgniarki, 6 osób w recepcji i 4 osoby w księgowości. Mamy 25 tysięcy pacjentów, gdzie największą grupę etniczną stanowią Polacy. Mamy również pacjentów z innych krajów Europy, Azji i Ameryki Południowej, Bliskiego Wschodu a nawet Afryki.
KD: Ile czasu zajęło Pani zbudowanie tak dużej grupy medycznej i czy to było zamierzone, czy przypadkowe?
KSS: Minęło 15 lat od otwarcia gabinetu w Wallington. Zbudowanie grupy medycznej nie było zamierzone. Coraz większa liczba napływających pacjentów spowodowała powiększenie praktyki o gabinet w Clifton.
KD: Czy kobieta sukcesu jest w stanie pogodzić życie zawodowe i rodzinne? Jak Pani się to udaje?
KSS: Bardzo ciężko jest to pogodzić ze względu na małą ilość czasu, jaki można poświęcić rodzinie, a szczególnie dzieciom. Wychodzi się do pracy rano, a wraca późno wieczorem - czasami nawet po północy. Mąż stara się, aby kolacja była wspólnie spędzonym czasem, ale często je kolacje tylko z córką (syn jest studentem ostatniego roku medycyny i jest poza domem), bo ja jestem w szpitalu lub w przychodni do późna. Próbuję to nadrobić urlopami, które spędzam z dziećmi. Urlopy są krótkie, ale w miarę możliwości częste.
KD: Kariera zawodowa to również stres. Jak Pani sobie radzi z codziennym stresem i co pomaga Pani w osiągnięciu komfortu psychicznego, fizycznego i emocjonalnego?
KSS: Stres to nieodłączny towarzysz lekarza. Obcowanie z chorobą, ludzką tragedią, nieszczęściem i w końcu ze śmiercią, nie może być obojętne dla nikogo. Tego z życia zawodowego lekarza nie da się usunąć. Ale do tego dochodzą inne problemy - stosunki międzyludzkie, zarządzanie personelem, pretensje pacjentów, którzy nie zawsze rozumieją system ubezpieczeniowy w USA, ciągła walka z ubezpieczeniami o leczenie dla pacjenta, odmawianie pokrycia leczenia, które było wcześniej zaaprobowane, w końcu zwykła ludzka zawiść. To są rzeczy, które stresują dużo bardziej, niż najtrudniejsza diagnoza i najbardziej skomplikowane leczenie. Jak sobie radzę ze stresem? Codziennie rano ćwiczę, a w wolnym weekendowym czasie staram się obejrzeć dobry film, czy wyjść do teatru. Najbardziej jednak relaksują mnie podróże po świecie.
KD: Czy sukces to również jakaś cena, którą się płaci za jego osiągnięcie? Czy sukces ma złe strony?
KSS: Cena sukcesu? Pewnie wskazałabym na taki aspekt jego osiągnięcia: dzieci cierpią, bo mama więcej czasu spędza w pracy, niż w domu. To chyba najwyższa cena sukcesu. Także brak czasu dla siebie, brak czasu na zainteresowania inne niż medycyna, na jakieś inne hobby, na rozwój intelektualny w innym kierunku. Medycyna, jeśli chce się być w niej dobrym, jest jak zaborcza kobieta - nie znosi konkurencji.
KD: Czy poznała Pani osoby, które odegrały w Pani życiu znaczącą rolę i przez to - bezpośrednio lub pośrednio - wpłynęły na osiągnięcie sukcesu? Może taki wpływ miały jakieś inne czynniki?
KSS: Duże wrażenie wywarła na mnie książka, którą czytałam na studiach pt. „Kanada pachnąca medycyną”, napisana przez prof. Irenę Krzeska. Ta książka wpłynęła na zmianę mojej specjalizacji w Stanach Zjednoczonych. Zrozumiałam, że praca z dziećmi w Stanach będzie trudna ze względu na mój akcent, który może wpłynąć na krytykę i komentarze ze strony dzieci. Natomiast stwierdziłam, że mój akcent nie będzie miał znaczenia w pracy z dorosłymi pacjentami, którzy jeszcze pamiętają swoich przodków emigrantów i przez to nawet bardziej docenią lekarza emigranta. I tak zostałam internistą w Stanach Zjednoczonych.
Ważna osoba na mojej życiowej drodze to Doktor Zofia Sławek - szefowa wydziału noworodków w Rzeszowie, gdzie odbywałam staż z pediatrii. Ona nauczyła mnie dokładności i organizacji w zawodzie lekarza.
KD: Jakie cechy charakteru powinna mieć kobieta, aby osiągnąć sukces?
KSS: Pasja, zaangażowanie emocjonalne, pewność siebie i jeszcze jedno: musi się wymagać od siebie, aby wymagać od innych. Chociaż w grupie jestem najstarsza, nie mam dla siebie taryfy ulgowej. Pracuję więcej niż inni.
KD: Trzy przymiotniki najlepiej określające Panią?
KSS: Pracoholizm, dokładność, skrupulatność.
KD: Co chciałaby Pani powiedzieć na koniec Polskim kobietom na obczyźnie?
KSS: Aby wierzyły w siebie, aby dążyły do spełnienia marzeń - szczególnie zawodowych, aby były szczęśliwe, dbały o siebie, o swoją rodzinę i nie zapominały o przekazywaniu kultury, języka, historii Polski swoim dzieciom. Jest wiele kobiet, którym emigracja odebrała szansę na wykonywanie swoich zawodów. U podstaw tego było poświęcenie się, aby mąż osiągnął swój cel zawodowy. To nie jest dobry sposób na życie na emigracji. To może być wybór na chwilę, ale kobieta musi mieć ten swój dzień, kiedy mówi: „teraz Ja”.
KD: Serdecznie dziękuję za wywiad.