Wspominki po Jazzowych Zaduszkach...
Szary poniedziałkowy, listopadowy wieczór, jak każdy o tej porze roku, nie zapowiadał nic ciekawego. Jednak na „starym trójkącie polonijnym” – jak nazywają polonusi miejsce skrzyżowania trzech ulic: Milwaukee, Division i Ashland w Chicago – niezłe zamieszanie. - Co się dzieje? – pytam bywalca ławeczki ze skweru naprzeciw Chopin Theatre. - All That Jazz… Polish Jazz… – dodaje z tajemniczym uśmiechem. Rzeczywiście ma rację, gdyż przed drzwiami teatru nerwowy tłumek: jedni targają części perkusji, inni kontrabasy, gitary, stojaki, podjeżdżają goście z telewizyjnymi kamerami. Ustawia się spora kolejka po bilety. - Po ile? – pytam młodą parę przede mną. - Cztery dychy, studenci połowę. - Drogo! – myślę głośno, sięgając po portmonetkę. - Zależy, od punktu widzenia – odpowiada szybko młody człowiek w kolejce za mną. - Widziała pani program? Dwanaście niezłych kapel, w tym legendarny Śmietana, ponad pięćdziesięciu muzyków, to mniej niż dolar na jednego ze sceny – kontynuuje. - A są jeszcze bilety? – pytam nieśmiało. - Tak, są, choć ludzie stali od piątej, bo ktoś puścił plotkę, że już wyprzedane przez Internet. Wchodzę!
W teatrze atmosfera luzu i spokoju. Ludzie tłumnie wymieniają powitalne pocałunki, uściski dłoni i grzecznościowe ukłony. Prawie wszyscy się znają, w kuluarach i przy barze serdeczna atmosfera. - To jedyna taka impreza w Chicago, gdzie jesteś pewna, że spotkasz starych znajomych, nawet tych, których nie widziałaś już od lat – zapewnia mnie Jola Grocholska, zabiegana organizatorka imprezy. - Pierwszy raz na Zaduszkach? – pyta z niedowierzaniem. - Dziewczyno, tego nie możesz odpuścić, to jest kultowa impreza, „odlot”, czy lubisz jazz, czy nie. Ale dlaczego „Zaduszki”? – myślę przewrotnie.
Trafiam na Tadeusza Żaczka, organizatora, dyrektora artystycznego i spiritus movens imprezy. - Święta pamięci zmarłych obchodzone są na całym świecie. Pamięć o zmarłych jest właściwością wszystkich ludzi i cechuje wszystkie społeczności, jakie kiedykolwiek żyły na kuli ziemskiej, w najdalszych nawet zakątkach świata. W natłoku bieżących spraw, nauki, pracy, często zapominamy o najbliższych, którzy przekroczyli już ten ostatni próg w życiu, wśród nich są znakomici muzycy: Komeda, Seifert, Kurylewicz, Niemen, Grechuta, Nalepa... Różne kultury mają różne podejście do tematu śmierci. Anglosasi urządzają Halloween, Meksykanie – Dia De Los Muertos, a w Nowym Orleanie muzycy wpadli na oryginalny pomysł, by chować bliskich przy dźwiękach skocznej muzyki. Może to w latach powojennych, nasyconych piwnicznym egzystencjalizmem, było właśnie inspiracją dla nowo kształtującego się środowiska krakowskich jazzmanów, by trochę powspominać, podumać i pograć w jesiennym klimacie. W naszej kulturze bardzo ciekawym zjawiskiem jest to, że podchodzimy do tematu śmierci kontemplacyjnie i wspomnieniowo, tzn. nie robimy show jak Halloween, a raczej zapalamy świeczkę na grobach bliskich i nawet, w pewnych regionach kraju, wypijamy symboliczną „banieczkę”. Krakowscy muzycy pomyśleli, że nie ma nic lepszego, jak wspominanie przy muzyce znajomych i ludzi, którzy odeszli. Tak 54 lata temu powstały Krakowskie Zaduszki Jazzowe – mówi Tadeusz Żaczek, organizator chicagowskiej edycji Zaduszek.
11 lat temu siostrzana edycja imprezy została zorganizowana w Chicago. - Idea powstania Zaduszek Jazzowych w Chicago narodziła się dość niespodziewanie – opowiada Bogusia Kosina, współorganizator festiwalu. - Myśleliśmy w Towarzystwie Przyjaciół Krakowa o przeniesieniu pewnych, sprawdzonych już imprez krakowskich na nasz teren. Wtedy padł wybór na dwie imprezy: Krakowską Paradę Jamników, która jest swoistym ewenementem w Krakowie i na świecie oraz na Zaduszki. Zdecydowaliśmy się natychmiast na Zaduszki – jamniki musiały poczekać jeszcze kilka lat.
Pierwsza impreza, odbyła się w Chopin Theatre, gdzie wybłagaliśmy u Zygmunta Dyrkacza pomieszczenie w piwnicy teatru, które przypominało nam bardzo atmosferę krakowską: gołe cegły na ścianach i artystyczny nieład...
- Dlaczego poniedziałek? – pytam Jurka Litwę. - Z jednej strony to już niepisana tradycja, przez niektórych postrzegana dość negatywnie ze względu na to, że trzeba wstać we wtorek do pracy... Ale większość muzyków, którzy u nas grają ma zobowiązania w swoich macierzystych klubach i zespołach. A w poniedziałek zazwyczaj są wolni. Poza tym, również teatr jest wolny. To wszystko wiąże się z pewnymi oszczędnościami finansowymi – podpowiada T. Żaczek. - Niestety ciągle walczymy, by pozyskać nowych sponsorów, co idzie dość powolnie, bo miejscowe biznesy, do których się zwracamy nie dostrzegają jeszcze rangi tej imprezy lub wykręcają się kryzysem ekonomicznym. Ci, którzy ją dostrzegli, chętnie do nas wracają.
A zaznaczyć trzeba, że to właściwie jedyne wydarzenie prezentujące głównie polski jazz na scenie amerykańskiej. I nie miejmy kompleksów: Laboratorium, Jarek Śmietana, Janusz Muniak, Grażyna Auguścik i inni znajdują aplauz wśród „ostrych“ krytyków chicagowskich, jak choćby Howard Reich z „Chicago Tribune”. Po drugie, przychodzi na festiwal bardzo zróżnicowana widownia, nie tylko polonijna, ale również amerykańska. Przy okazji chicagowskich Zaduszek zostały nawiązane kontakty z Chicagowskim Stowarzyszeniem Jazzowym, z prestiżowymi klubami jak HotHouse czy Green Mill (gdzie często występują polscy jazzmani) oraz organizacjami promującymi kulturę, co niewątpliwie pomaga w promocji polskiego jazzu w Ameryce. Optymistyczną ciekawostką w tym roku była stosunkowo liczna grupa młodzieży.
Co roku na Zaduszki przychodzi od 600 do 800 osób. - Cieszy nas, że mimo iż Chicago jest nasycone jazzem, ludzie doceniają Zaduszki i przychodzą na nasz maraton jazzowy – zaznacza Barbara Rybiński, Prezes TPK. - Myślę, że oferujemy możliwość wyciszenia, wspomnień, także o swoich bliskich, którzy odeszli, a z drugiej strony, możliwość posłuchania naprawdę dobrej muzyki. Towarzystwo Krakowskie współpracuje przy organizacji imprezy z Polskim Stowarzyszeniem Jazzowym i od trzech lat jest integralną częścią festiwalu krakowskiego. O randze festiwalu niech świadczy choćby fakt, że w tym roku honorowy patronat nad festiwalem objął Konsul Generalny RP w Chicago – Zygmunt Matynia.
W tym roku na dwóch scenach teatru zagrało wiele znamienitych gwiazd i nowych talentów. Prosto z Krakowa przybył legendarny gitarzysta i showman JAREK ŚMIETANA, który zagrał z miejscowym Trio Krzysztofa Pabiana oraz dwanaście znanych lokalnych grup grających różnorodne style jazzu. Niespodzianką okazał się zaskakujący koncert Trio Krzysztofa Pabiana oraz koncert promocyjny nowej płyty Agnieszki Iwańskiej czy eksperymentalna fuzja jazzu i poezji Bolesława Leśmiana – spektakl Kingi Modjeskiej W malinowym chruśniaku. W sumie, ponad pół setki muzyków na dwóch scenach teatru równocześnie!
Gdy po ośmiu godzinach koncertów, rozmów towarzyskich, biegania z górnej sceny na dolną (i odwrotnie) zauważyłam, że za oknami teatru budzi się kolejny dzień, pomyślałam: - To jest to – za nami kolejna cudowna, jazzowa noc – tak jak w starym Krakowie…
Eva Koliber
Obszerny materiał filmowy, zdjęcia i ostatnie recenzje na stronie: www.zaduszkijazzowe.com