Podziel się   

Polska Pokaż wszystkie »

Wydanie 2009-09 · Opublikowany: 2009-09-27 22:33:16 · Czytany 6940 razy · 1 komentarz
Nowszy Starszy

Przystanek wolność

40 lat po Woodstock rockowa muzyka znów skupiła w jednym miejscu setki tysięcy głównie młodych ludzi. 40 lat po festiwalu pod Nowym Jorkiem znów udało się zgromadzić w jednym miejscu blisko pół miliona fanów beztroskiej rozrywki i wewnętrznego oczyszczenia. Mowa oczywiście o „Przystanku Woodstock” w Kostrzynie nad Odrą.

Impreza (piętnasta z rzędu) ściągnęła ponad 400 tys. osób! Przez trzy dni można się było bawić, medytować, nawracać na religię chrześcijańską (i nie tylko taką), spotykać z wielkimi tego świata i tego kraju, rozmawiać o chmurach, bawić się przy bzdurach… Po prostu można było posmakować życia, jakiego na co dzień nie uświadczymy.

Jak to się zaczęło?

„Przystanek Woodstock” organizowany przez Jurka Owsiaka w podzięce za styczniową ofiarność na rzecz dzieci stał się w Polsce swoistym fenomenem. Idealnie wkomponował się w zlikwidowany w zasadzie festiwal w Jarocinie – w latach 80. impreza ta była wentylem wolności dla Polaków myślących inaczej. Zresztą, była to impreza nieźle inwigilowana przez spec-służby poprzedniej epoki. Owsiak z festiwalem wyskoczył znienacka. Musiał w jakiś sposób wymyślić, jak odwdzięczyć się wolontariuszom, milionom Polaków, którzy na jego apel o pieniądze dla dzieciaków odpowiadali bez wahania, wrzucając do puszek Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy swoje pieniążki. Bez względu na inflację, kryzys czy denominację – puszki były pełne. Owsiak wymyślił więc „Przystanek Woodstock”. Rockowy przystanek dla każdego, dla wszystkich zainteresowanych, chętnych, spragnionych pierwotnej chyba wolności, złaknionych zerwania łańcuchów codzienności. I udało się. Udało się kolejnego lata i następnego, a potem udawało się zawsze, choć nie zawsze na hasło „Owsiak” drzwi i bramy urzędów stawały otworem. Nie zawsze było łatwo o porozumienie z policją, o pozwolenia, o zabezpieczenie różnych mniej lub bardziej ważnych potrzeb. Ale ten facet w czerwonych okularkach i żółtej koszulce się nie poddawał. Przystanki, jeden za drugim, udawały się i ściągały rzesze ludzi. Przyjeżdżało coraz więcej Polaków, coraz więcej Niemców i różnych innych narodowości. Międzynarodowa stawała się obsada artystyczna. Na scenie przed południem prezentował się, kto chciał. Była kapela i miała pomysł na siebie – niech się pokaże. I się pokazywała, a obolali po nocnych „przygodach” woodstockowicze wspierali startujących muzyków brawami, okrzykami. W końcu padł frekwencyjny rekord – do Kostrzyna nad Odrą przyjechało ponad 400 tys. ludzi. Pięknie, nieprawdaż?

Róbta, co chceta

Tak często mawiał i mawia do dzisiaj ikona „przystanków”, czyli Jurek Owsiak. Róbta, co chceta nie miało być jednak nigdy utożsamiane ze społecznym przyzwoleniem na wszystkie zwyrodnialstwa tego świata. Nie tak należało rozumieć to hasło. Róbmy, co chcemy, czyli nie bójmy się powiedzieć „nie” codzienności”, nie bójmy się zachowywać inaczej niż zwykle, o ile oczywiście nie krzywdzimy drugiego człowieka. Na takie zachowania, które miałyby skutkować krzywdą, przyzwolenia nigdy nie było. Przez kilka „przystanków” organizatorzy imprezy ostro tępili jakiekolwiek przejawy agresji, wyrzucali z pola tych, którym do głowy przyszło wszczynać burdy, zwalczali złodziejstwo, uczulali „woodstockowiczów”, by pilnowali swoich rzeczy, by nie dali się prowokować. Wprowadzono „Pokojowe Patrole”, w końcu do imprezy przekonała się na całego polska policja, która, także po cywilnemu, patrolowała biwakowe pola, kontrolowała scenę i okolice. Zrobiło się bezpiecznie. Wystarczy powiedzieć, że milej i sympatyczniej przejść ok. drugiej nad ranem przez „Przystanek Woodstock” w Kostrzynie nad Odrą, niż przez centrum Warszawy. Nikt z premedytacją nie zaatakuje, nikt nie zaczepi, a jeśli nawet ktoś poprosi o papierosa, to masz dobry powód, by nie odmawiać, skoro jest w stanie czymś się odwdzięczyć? By poczuć klimat tej polskiej, a w zasadzie międzynarodowej już imprezy, trzeba przyjechać osobiście. Nie zdawać się na relacje osób nieprzychylnych podobnym zjawiskom, nie słuchać tych, co wynoszą imprezę pod niebiosa. Trzeba sprawdzić i poczuć ten klimat osobiście. Brud, piach, spartańskie warunki? Trzeba to kochać, bądź być gotowym na swoistą ekstremalną przygodę. Ale pod żadnym warunkiem nie można od razu mówić, że: „mnie coś takiego nie interesuje”.

Klimat tego wydarzenia jest swego rodzaju kalejdoskopem kultur, zainteresowań, poglądów, wyznań, spojrzenia na rzeczywistość. W środku nocy można bez obaw o szyderstwo medytować, schować się w namiocie na dłuższą pogawędkę o niebieskich migdałach, pograć na gitarze, potańczyć pod sceną, pośpiewać, czy też korzystać z hedonistycznych uroków życia (oczywiście najlepiej z pełnym zabezpieczeniem, na wszelki wypadek). Można wszystko, tylko nie można być złym dla drugiego człowieka.

Ewolucja

„Przystanek Woodstock” na przestrzeni tych piętnastu edycji ewoluował. I to nie byle jak. Strzałem w dziesiątkę okazało się zorganizowanie Akademii Sztuk Przepięknych. Impreza towarzysząca festiwalowi skupia młodych ludzi wokół autorytetów tego świata. Jak z prawdziwym człowiekiem można porozmawiać np. z Lechem Wałęsą, Tadeuszem Mazowieckiem, Tomaszem Lisem, Moniką Olejnik. Nie brakuje muzyków, artystów, filozofów, itd. A młodzi słuchają. Kilka tysięcy ludzi w jednym miejscu i każdy ma prawo zadać pytanie, wysłuchać odpowiedzi. Zobaczyć, że prominenci są zwykłymi, często wyjątkowymi postaciami, które w pełni zasługują na swoją popularność i uznanie. I takie zjawisko jest zdrowe, bo uczestnicy nie są skazani na sugestywne komentarze polityków czy dziennikarzy (nasz światek nie zawsze potrafi obiektywnie opisywać fakty). Widzą „wielkich”, jakimi są naprawdę, sami sobie wyrabiają o nich zdanie, kształtują ich wizerunek. Akademia Sztuk Przepięknych jest więc szczególnie polecana.

Ciemne moce

Nie można ich uniknąć, choć przedstawiając sytuację na sucho, a więc w oparciu o statystyki, trzeba powiedzieć, że przez jedną noc w średniej wielkości mieście dochodzi do większej liczby policyjnych interwencji, aniżeli na całym „Przystanku Woodstock”. Statystyki są przychylne Owsiakowi. Ale „przystanek” nie ustrzeże się trawki, haszu czy alkoholu. Podczas imprezy dilerzy są tępieni przez służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo i porządek, ale nikt przecież nie przeprowadzi rewizji osobistej 400. tys. przyjezdnych. Nie sposób, i chyba nie o to w tej imprezie chodzi. Kłamstwem byłoby więc dzisiaj mówienie, że znarkotyzowanych uczestników nie da się uświadczyć. Da się. Podobnie jak tych, którzy przeholowali z trunkami wyskokowymi. Takich też się da zauważyć. I nie ma specjalnych problemów z ich odszukaniem. Nikt jednak nie zarzeka się, że jest inaczej. Owsiak stara się jednak tłumaczyć stronniczym krytykom, że na „przystanek” trzeba patrzeć, jak na cały organizm, jak na swoiste państwo. A w państwie bywa różnie. Nie zawsze jest pięknie i sielsko. Każde ze społeczeństw ma swoje ciemne strony, ale pod żadnym pozorem nie należy tylko przez ich pryzmat oceniać całości zjawiska, wydarzenia. „Przystanki Woodstock” są właśnie takimi państwami. Państwami, do których warto przyjechać, choćby na chwilę, by je zwiedzić, zobaczyć najciekawsze „zabytki”.

Nowszy Starszy

Inne artykuły w kategorii Polska

Pozostałe kategorie tego artykułu: · Kultura i sztuka · Rozrywka

Skomentuj artykuł w Hydeparku Polonii

Komentarze zostały tymczasowo wyłączone. Przeprszamy!

Sue · 2010-05-15 23:52:29

Dobre uswiadomienie dla społeczeństwa:) To zupełnie jak San F, CA lata temu, kiedy ludzi cpali, pili, uprawiali sex gdziekolwiek i z kimkolweik a potem dramat i przeprawa przez rzeke- rozwód:)

Najnowsze artykuły

Magazyn w sieci

Hydepark Polonii

Dawid
25 lip, 15:17
Zapraszamy na forum Polakow w Szwajcarii - https://forum.polakow.ch»
Mia Lukas
21 cze, 05:49
Mój były chłopak rzucił mnie tydzień temu po tym jak oskarżyłem go że spotyka się z kimś innym [...]»
hanna
20 cze, 03:58
Wszystko dzięki temu wspaniałemu człowiekowi zwanemu dr Agbazarą wspaniałemu czaru rzucającemu we mnie radość pomagając mi przywrócić mego [...]»

Najczęściej...