Samochody, których nie ma
Chłonny, polski rynek samochodów używanych wykorzystują na każdy sposób oszuści. Oferują sprowadzenie wyjątkowych samochodów, po dość korzystnych cenach. Jedynym warunkiem podjęcia przez nich działań, jest wpłata zaliczki. To już brzmi podejrzanie, ale jak się okazuje, chętnych na „okazję” nie brakuje. Tylko w przypadku ostatnio rozbitej grupy trudniącej się takim procederem, poszkodowanych zostało ponad 1,5 tys. osób w całej Polsce. Jak to działa?
Mechanizm działania oszustów jest banalnie prosty. – Przestępcy znajdują na portalach aukcyjnych w innych krajach atrakcyjne auta. Często są to amerykańskie samochody, które do dzisiaj budzą podziw. Na zdjęciu widzimy atrakcyjne auto w otoczeniu innych samochodów, co sugeruje nam, że samochód znajduje się w jakimś komisie. Wszystko wygląda bardzo przekonująco – mówi w rozmowie z „Polonią” jeden z oficerów operacyjnych stołecznej policji. Potem wystarczy, że znajdzie się „napalony” fascynat danej marki i sprawa toczy się dalej sama. Klient dzwoni pod podany numer i dowiaduje się, że zainteresowanie autem jest olbrzymie i należy wpłacić zaliczkę, by samochód zarezerwować, ewentualnie wystawić przedstawiciela, by licytował w imieniu klienta dane auto na określonej aukcji. – W takich przypadkach powinna nam się zaświecić czerwona lampka, że coś jest nie tak – mówi funkcjonariusz. Problem jednak w tym, że takie lampki się nie włączają, a nawet jeśli wyczujemy, że coś jest nie tak, to i tak nie chcemy dopuścić do siebie żadnych złych myśli. Chcemy zaufać sprzedawcy i dlatego odrzucamy od siebie wszystkie niekorzystne scenariusze. Klienci wpłacają zaliczki, często na to samo auto – ale o tym przecież nie mają pojęcia. Sprzedawca gromadzi na rachunku bankowym wpłaty wynoszące średnio od 2. do 4. tys. złotych, po czym kontakt z nim urywa się. Osoba widniejąca jako właściciel rachunku bankowego to najczęściej tzw. słup. Czyli człowiek bezdomny bądź wynajęty tylko po to, by otworzyć na swoje nazwisko rachunek bankowy. Zwykle za tę czynność otrzymuje pewne wynagrodzenie, oczywiście rzadko tak wysokie jak wpływy z oszustwa.
W ostatnim czasie polska policja rozbiła grupę, która trudniła się właśnie takim przestępczym procederem. Ustalono, że zaliczki wpłaciło 1,6 tys. osób (!). Żadna z nich nigdy żadnego auta nie zobaczyła. Oszuści zwykle oferowali w miarę nowe pojazdy, po bardzo atrakcyjnych cenach. Nie tłumaczyli skąd te konkurencyjne kwoty, a chyba też mało, który z poszkodowanych starał się o to dopytać. Żyła złota jaką były zaliczki, płynęła nieprzerwanie, aż któryś z klientów zdecydował się powiadomić o wszystkim policję. Pamiętajmy, że nie wszystkim ofiarom było w smak przyznanie się do takiej głupoty. Rozbita grupa przestępców zarobiła na zaliczkach blisko 3 mln złotych. To astronomiczna kwota. Zainteresowani wpłacali zwykle po 10 proc. wartości auta.
Ale oszuści starają się nas okraść też na inne, często ordynarne sposoby. To domena wszystkich portali motoryzacyjnych, nie tylko polskojęzycznych. Nie są rzadkością oferty od pracowników tymczasowych, najczęściej z Indii. Na zdjęciu widnieje interesujące auto w idealnym stanie, telefon nie odpowiada, ale na e-maila otrzymujemy błyskawiczną odpowiedź, często łamaną angielszczyzną. Że samochód trafi statkiem do portu w Gdańsku, wystarczy, że wpłacimy zaliczkę. Sposób, jak widać ordynarny, ale ma miejsce. Inny mechanizm mają z kolei ogłoszenia na połączenia. Dzwonimy pod wskazany numer, by zapytać o auto. A potem na rachunku telefonicznym mamy dość intrygujące kwoty. Ktoś na nas zarobił.
Specjaliści motoryzacyjni ostrzegają i apelują przede wszystkim o myślenie, a już z pewnością o nie przelewanie na wskazane konta zaliczek, o ile wcześniej danego auta nie obejrzymy, nie dotkniemy i nie przejedziemy się nim. W przypadku samochodów ze Stanów Zjednoczonych Polakom nad Wisłą pozostaje jednak zaufać i zawierzyć handlowcom. Albo poczekać, aż samochody trafią do kraju w inny sposób.