Podziel się   

Rozrywka Pokaż wszystkie »

Wydanie 2009-07 · Opublikowany: 2009-08-10 15:51:57 · Czytany 7469 razy · 1 komentarz
Nowszy Starszy

Czasami sztuka naśladuje życie

Od ponad roku trwają w Hollywood prace nad scenariuszem biograficznego filmu o Ianie Flemingu. W roli głównej ma wystąpić Leonardo DiCaprio. Trzydziestoczteroletni, przystojny aktor jak mało kto nadaje się do roli, w której zagra faceta, twórcę postaci Jamesa Bonda, a wcześniej prawdziwego, a nie filmowego szpiega.

Jego wyczyny walnie przyczyniły się do pokonania III Rzeszy. Fleming odegrał także wybitną rolę w historii Stanów Zjednoczonych, tworząc Centralną Agencję Wywiadowczą. Doprawdy, trudno zrozumieć, dlaczego film o tak fascynującej postaci nie powstał wcześniej. Leonardo DiCaprio, który osobiście nadzoruje pisanie scenariusza, zapragnął, aby w pierwszych scenach obrazu pokazano ślub Fleminga zawarty w 1952 roku na Jamajce. Potem akcja retrospektywnie cofnie się do Moskwy, gdzie zaczynał swoją wielką przygodę jako korespondent prasowy. Po drodze agent „17F” spotka Dusko Popova, czyli wielkiego kobieciarza i wspaniałego szpiega, który po latach stał się wzorem dla postaci Jamesa Bonda.  Zresztą ile w Bondzie było samego Fleminga, a ile Popova, tego nikt do końca nie wie. W końcu Fleming, który także nie gardził pięknymi kobietami, miał w sobie wiele z Bonda. Na pewno obydwaj byli równie szaleni.

Agent wszechczasów

Anglicy to ponoć ludzie niezwykle tolerancyjni, jednak dla doświadczonych oficerów wywiadu marynarki wojennej MI6 tego było już za wiele. Wtedy, gdy niemieckie bombowce zrzucały swoje śmiercionośne ładunki na Londyn, w jednej z rozgłośni radiowych spiker nazwał Winstona Churchilla: „tłustym syfilitycznym Żydem". W potocznej niemczyźnie brzmiało to jeszcze gorzej. Kto odpowiadał za ten skandal?

Nie trzeba było długo szukać. Oczywiście Ian Fleming. Za tego rodzaju aferami prawie zawsze krył się on. W Londynie wiedziano, że jeżeli za kulisami wywiadu zaistniało coś szczególnie drastycznego, to na pewno stał za tym Ian Fleming. Innej możliwości po prostu nie było.

Wezwany na dywanik wziął całą winę na siebie i wyjaśnił, że w operacjach czarnej propagandy zasadnicze znaczenie ma ukrywanie rzeczywistych źródeł informacji. W tym wypadku chodziło o radiostację czarnej propagandy, wymierzoną przeciwko armii niemieckiej. Działająca rzekomo gdzieś w Europie „tajna” radiostacja, nadawała w rzeczywistości z Londynu. Zatrudniała spikerów mówiących potocznym niemieckim, udających byłych wojskowych, którzy w sobie tylko znany sposób zdobyli radiostację. Nadawała plotki o niemieckim dowództwie i inne informacje, przeplatane zjadliwymi komentarzami na temat wykwintnego stylu życia generałów. Chociaż początkowo władze brytyjskie były oburzone takimi pomysłami, to musiały z czasem przyznać, że propaganda działała. Szczególnie wzięte do niewoli załogi niemieckich łodzi podwodnych potwierdzały, że programy te były bardzo popularne.  Załogi U-Bootów tropione przez okręty królewskiej marynarki, w dusznych pomieszczeniach słuchały, który to generał kupił żonie futro z norek. Wpływ radiostacji na morale armii niemieckiej był rujnujący. Flemingowi uszło więc na sucho, także dlatego, że epitety jakie radiostacja rzucała pod adresem brytyjskiego premiera, przypadły Churchillowi do gustu. Wieczorami, trzymając legendarne cygaro w ustach, premier lubił słuchać, co też Fleming na niego wymyślił.

Do końca wojny Fleming zorganizował jeszcze wiele dziwnych akcji. Niektórzy twierdzą, że była to konsekwencja jego doświadczeń życiowych. Syn bogatych rodziców wcześnie dał się poznać jako „wieczny chłopiec", który kochał akcję i nieustający ruch. Nie miał nic wspólnego ze stereotypem flegmatycznego Anglika, z namaszczeniem popijającego źle zaparzoną herbatę.

Rodzice widzieli go jednak jako statecznego mężczyznę, członka londyńskiego „towarzystwa”. W roku 1939, gdy nad światem gromadziły się czarne chmury, pracował jako makler giełdowy w firmie należącej do jego rodziny. Nudził się potwornie i marzył jak urwać się z kurateli tatusia oraz mamusi. Okazja przyszła sama. Przypadkowo zjadł obiad z admirałem Johnem Godfreyem, który przekonany, że wojna może wybuchnąć lada moment, jako szef wywiadu marynarki wojennej, rozglądał się za młodymi ludźmi z otwartą głową.

Panowie, choć dzieliła ich różnica wieku, przypadli sobie do gustu. Godfrey nadał Flemingowi stopień oficerski i uczynił swoim „specjalnym asystentem”. Znaczyło to, że Fleming miał być facetem od podrzucania pomysłów. Im dzikszych, tym lepszych.

Kiedy wybuchła wojna, Fleming zaczął snuć swoje pomysły. Do najbardziej oryginalnych należał pomysł stworzenia specjalnej drużyny szturmowej, złożonej z ludzi z tak zwaną przeszłością, utalentowanych wyrzutków społecznych, zdolnych wykonywać „niemożliwe” zadania.  Jednostka o nazwie Odział Szturmowy Numer 30 została przemycona do Francji po napaści Niemiec, gdzie opróżniła schowek z nowoczesnymi urządzeniami wojskowymi.  Grupa, która wykonała wiele ważnych zadań, została opisana po wojnie w powieści i była inspiracją do nakręcenia filmu pt: „Parszywa dwunastka”. Jednym z największych osiągnięć oddziału było opanowanie w 1944 roku całej niemieckiej radiostacji wojskowej z trzystuosobową załogą.

Innym szalonym pomysłem Fleminga było sianie niezgody na szczytach niemieckiej władzy i nakłonienie jednego z przedstawicieli reżimu do przejścia na stronę aliantów. Celem tych zabiegów był zastępca Hitlera i jego wieloletni towarzysz partyjny, Rudolf Hess. Brytyjczycy wiedzieli, że przesądny Hess był fanatykiem astrologii. Fleming skaptował więc do współpracy dwóch szwajcarskich astrologów, u których zasięgał porad hitlerowski przywódca. Dzięki sprytnie spreparowanym horoskopom przez długi czas przekonywano Hessa, że „jego godzina nadeszła” i ma do odegrania wybitną rolę dziejową – wynegocjować pokój z Wielką Brytanią. Hessowi astrolodzy zrobili taką wodę z mózgu, że ten rzeczywiście porwał samolot i wylądował w Wielkiej Brytanii, gdzie został natychmiast aresztowany. Przyczyniło się to do umocnienia morale Brytyjczyków w trudnym momencie wojny.

Jednak najważniejsze zadania jeszcze czekały na Fleminga. W 1941 roku przydzielono go do placówki w Nowym Jorku. Fleming odegrał w tym mieście rolę wybitną. Przekonał prezydenta Franklina Roosevelta do tego, iż Amerykanie potrzebują jednej, scentralizowanej agencji wywiadowczej. Na polecenie prezydenta napisał schemat organizacyjny i przeforsował na stanowisko szefa agencji swojego przyjaciela, generała Williama „Dzikiego Billa” Donovana. Tak doszło do powstania Overseas Secret Service, po wojnie przemianowanej na CIA.

Fleming należał do osób, które nie potrafiły usiedzieć za biurkiem. Włócząc się wieczorami po nowojorskich barach, zaangażował do współpracy miejscowych kryminalistów, specjalistów od napadów na banki. Zespół wybitnych kasiarzy, zresztą poszukiwanych przez amerykańską policję, zorganizował pod nadzorem Fleminga, wejście do japońskiego Konsulatu w Nowym Jorku. Po otwarciu sejfu, Fleming sfotografował japońskie książki kodowe. Do końca wojny zorganizował tak wiele akcji, że nie sposób opisać ich wszystkich. W Afryce Północnej zaaranżował wykradanie archiwów i szyfrów włoskiej marynarki. W Niemczech organizował przejęcie całego archiwum marynarki wojennej.

Jednak jego najważniejsza akcja prowadzona przez wiele lat nosiła kryptonim „Double cross”. Dzięki pracy polskich kryptologów Anglicy poznali sekrety niemieckiej maszyny szyfrującej Enigma. Ponieważ Enigmy używał także niemiecki wywiad wojskowy, czyli Abwehra, Anglicy znali daty przerzucania agentów. Po ich przybyciu na miejsce niemieccy szpiedzy dostawali propozycje nie do odrzucenia. Albo będą pracowali z Anglikami, albo zostaną rozstrzelani. Większość postanawiała jednak współpracować i tak Niemcy karmieni byli przez całą wojnę przyrządzoną w Londynie papką, mieszaniną prawdy i kłamstwa. Szczególnie ważne znaczenie miała ta akcja przed lądowaniem aliantów w Normandii w 1944 roku.

Akcję tę Fleming prowadził razem z podwójnym agentem i chyba największym kobieciarzem w dziejach szpiegostwa, czyli z Dusko Popovem. Ponieważ, jak głosiły plotki, Popov zazwyczaj sypiał z dwiema kobietami, Fleming nadał mu pseudonim „Trzy cycki”. Popov uwiarygodniał informacje podrzucane Niemcom przez wywiad brytyjski. Za pomocą przewerbowanych szpiegów, sam organizował wiele kampanii dezinformacyjnych. Nigdy nie został zdemaskowany przez Niemców i z Flemingiem stworzył niezapomniany, jedyny w swoim rodzaju duet.

Powojenna nuda

Po wojnie król szpiegów nie miał co robić. Choć wdzięczna królowa nadała mu tytuł szlachecki i wszystkie możliwe odznaczenia jakie miała w swojej dyspozycji, Fleming doszedł do wniosku, że z powodu – jak mawiał – obrzydliwej kuchni brytyjskiej, nie wróci do Londynu. Zamieszkał najpierw we Francji, a potem na Jamajce. Dla zabicia czasu zaczął pisać powieści szpiegowskie, których głównym bohaterem był agent brytyjski 007, czyli James Bond.  Sam autor nie miał zbyt wysokiego mniemania o swojej działalności literackiej, jednak – ku jego zaskoczeniu – powieści cieszyły się wielkim powodzeniem, tłumaczono je na kilkadziesiąt języków. Wydawcy nie mogli doczekać się kolejnych pozycji.  Dodatkowo postanowili je sfilmować w Hollywood i tak powstała kontynuowana do dzisiaj seria.  Pierwszych szesnastu Bondów zostało nakręconych według powieści Fleminga.  Autor zaś został bardzo bogatym człowiekiem.

I trochę rozrywki

Już w czasie współpracy z Dusko Popovem, jak i potem, podczas tworzenia OSS, Fleming popadł w konflikt z szefem Federalnego Biura Śledczego, Edgarem Hooverem. Hoover przeciwny był tworzeniu OSS. Uważał, że zadania wywiadowcze powinna pełnić jego FBI. Poza tym obu panów różniło wszystko. Hoover był surowym moralistą, a Fleming nie wylewał za kołnierz, lubił dobrze zjeść w towarzystwie pięknych kobiet. Fleming uważał, że w pracy wywiadowczej wszystkie chwyty są dozwolone. Hoover wręcz przeciwnie. W FBI obowiązywał surowy kodeks moralny. Pracownikom, nawet podczas przyjęć prywatnych, nie wolno było wypić więcej niż dwa piwa. Obowiązywał kod dotyczący ubioru. Należało do pracy przychodzić w ciemnych garniturach. Kiedy powstała CIA, chodzono tam w sweterkach z modnymi wówczas łatami na łokciach. W barze podawano alkohol. Nic dziwnego, skoro Fleming i Donovan uważali, że na trzeźwo nic mądrego wymyślić nie sposób.

Już w pierwszej powieści „Casino Royale” Fleming dał wyraz swojej niechęci do FBI. Kiedy tylko James Bond wylądował w Ameryce, w pierwszych dwóch wypowiedzianych zdaniach, doszedł do wniosku, że ci z FBI do niczego się nie nadają. Hoover po premierze pierwszego Bonda podobno był wściekły i w rewanżu wykorzystał swoje kontakty, aby w Hollywood wyprodukować serię filmów przedstawiających prawdziwych, reprezentujących odpowiedni poziom moralny agentów FBI, walczących z przestępcami. Dzięki temu powstała seria filmów z bohaterami w ciemnych garniturach i krawatach oraz charakterystycznych kapeluszach, zwalczających wszelkie przejawy zła. W ten sposób konflikt ten odegrał znaczącą rolę w historii kina. Jednak niechęć Hoovera sprowadzała się nie tylko do organizowania konkurencyjnych w stosunku do Bonda filmów. Po wojnie, ilekroć twórca Bonda przylatywał do Stanów Zjednoczonych, Hoover kazał go śledzić. Fleming bez trudu zorientował się, że posiada obstawę. Poskarżył się w CIA, co w efekcie wywołało koszmarną awanturę między agencjami. Wcześniej pracownicy CIA za pomocą kijów do baseballu przegonili obstawę Hoovera. Na szczęście rannych nie było, skończyło się tylko na kilku szybach wybitych w samochodach.

W trakcie swoich pobytów w Stanach Zjednoczonych, już po wojnie, Fleming spotykał się z kolegami z CIA. Odgrywał rolę konsultanta, jak zwykle rzucał wieloma pomysłami dotyczącymi operacji specjalnych. Jednak niewiele z nich zostało wykorzystanych, zaś wielu młodszych pracowników CIA widziało we Flemingu faceta nieco postrzelonego. Nie wierzyło, że uda się zabić Fidela Castro za pomocą ładunków wybuchowych umieszczonych w muszlach i zdetonowanych w momencie, gdy kubański dyktator zacznie się oddawać swojemu hobby, czyli nurkowaniu. Wyśmiewało pomysły, aby pałac Fidela zbombardować jadowitymi wężami, gdyż podobno dyktator panicznie bał się tych gadów. Szef działu operacji specjalnych CIA John Holmes twierdził, że powieści Fleminga są mało realistyczne, aczkolwiek nie ukrywał, że czyta się je znakomicie.

Fleming zmarł w 1964 roku. Nekrolog w „The Times" napisał osobiście Winston Churchill, w zabawnej formie przypominając wszystkie epitety, jakie pod jego adresem w czasie wojny rzucał Fleming. Przyjaciele twierdzili, że umarł jako spełniony, szczęśliwy człowiek.

Jest więc o czym kręcić film. W krótkiej, dwugodzinnej opowieści wybrać trzeba najważniejsze, najbardziej charakterystyczne momenty. I tutaj, jeśli wierzyć pismu „Hollywood Reporter", scenarzyści napotkali na przeszkody. Co z bogatej biografii pokazać, a co opuścić? Decyzja na pewno nie jest łatwa. Jak to wyszło, zobaczymy w kinie.

Nowszy Starszy

Inne artykuły w kategorii Rozrywka

Pozostałe kategorie tego artykułu: · Świat · Ludzie

Skomentuj artykuł w Hydeparku Polonii

Komentarze zostały tymczasowo wyłączone. Przeprszamy!

Patrycja · 2009-10-28 08:59:17

Polską telewizję i filmy można oglądać za granicą. Np. www.lovepol.com pozwala oglądać polskie stacje przez internet (czyli nie trzeba zakładać anteny). Na razie sprawdzam i działa ok, więc jakby co polceam. Patrycja~

Najnowsze artykuły

Magazyn w sieci

Hydepark Polonii

Dawid
25 lip, 15:17
Zapraszamy na forum Polakow w Szwajcarii - https://forum.polakow.ch»
Mia Lukas
21 cze, 05:49
Mój były chłopak rzucił mnie tydzień temu po tym jak oskarżyłem go że spotyka się z kimś innym [...]»
hanna
20 cze, 03:58
Wszystko dzięki temu wspaniałemu człowiekowi zwanemu dr Agbazarą wspaniałemu czaru rzucającemu we mnie radość pomagając mi przywrócić mego [...]»

Najczęściej...